Księga sudeckich demonów (24)

Śmierć inkwizytora

Początki inkwizycji na Śląsku wiążą się z okresem sprawowania godności biskupa wrocławskiego przez Henryka z Wierzbna (Wierzbnej). Henryk z Wierzbnej biskupem wrocławskim został w roku 1302. Należał do zwolenników objęcia tronu polskiego przez Przemyślidów i popierał Wacława II, a następnie Wacława III. Owe sympatie czeskie spowodowały konflikt Henryka z pierwszym rezydującym w Awinionie papieżem – Klemensem V, ekskomunikę biskupa i jego proces. W roku 1314 Klemens V zmarł i rozpoczął się ponad 2-letni okres sedewakancji, zakończony wreszcie w roku 1316 wyborem Jana XXII. Henryk mógł wówczas działać bardziej swobodnie. W roku 1315 zajął się organizacją w diecezji trybunału inkwizycyjnego w związku z przedostawaniem się na Śląsk waldensów. Waldensi wywodzili się z XII-wiecznego “ruchu ubogich” Piotra Waldo z Lyonu. Ich ubogi sposób życia spotkał się początkowo z poparciem papieża Aleksandra III, jednakże waldensi, pozostając świeckimi, mieli aspiracje kaznodziejskie. Głosili, że jedynie dobrzy ludzie mogą odpuszczać grzechy (później powtórzyli taki pogląd m.in. husyci), przy czym mogą to czynić nie tylko kapłani, krytykowali naukę o czyśćcu i świętych obcowaniu. Głosząc powszechne kapłaństwo wiernych, uznawali możliwosć głoszenia nauk przez kobiety. Wychodząc z dosłownej, subiektywnej interpretacji Biblii, odrzucali instytucję przysięgi – tym samym występowali przeciw sądom i porządkowi władzy świeckiej. Żyjąc w ubóstwie krytykowali własność prywatną innych, zwłaszcza posiadanie dóbr przez Kościół. Rzym uważali za siedlisko herezji i antychrysta. W roku 1184 papież Lucjusz III uznał poglądy waldensów za herezję. Bulla Ad abolendam uważana jest jednocześnie za określenie zasad działania przyszłej inkwizycji, która miała uporządkować kwestie procedur związanych z wystąpieniem przypadków herezji. Wkrótce na pierwszy plan wysunęło się starcie z manichejską herezją katarską. Interesujące że waldensi zwalczali kataryzm, pisząc m.in. traktaty polemiczne. W obliczu herezji katarskiej w roku 1207 część waldensów francuskich wróciła do Kościoła, co obrazuje zróżnicowanie średniowiecznych ruchów heretyckich. Część radykalnych waldensów przedostała się do Italii i środkowej Europy, przetrwała w Czechach, gdzie w XV wieku dołączyła do taboryckiego odłamu ruchu husyckiego.

W roku 1315, kiedy to Henryk z Wierzbna przystąpił do zwalczania herezji na Śląsku sprawa waldenska nie była zatem sprawą nową. W lipcu tego roku przeprowadzono proces w sprawie waldensów świdnickich. Na czele trybunału stanął wrocławski sufragan, lubiąski cysters Paweł z Bancz. Kolejne sprawy odbyły się we Wrocławiu i Nysie. Winnymi uznano, jak odnotowano w kronice lubiąskiego klasztoru, mniej więcej w czasie święta św. Jakuba Starszego (25 lipca), około 50 osób. Od dekretu papieża Grzegorza IX z roku 1231 potępionych przez sąd inkwizycyjny heretyków, którzy nie rewokowali (tj. nie wyrzekli się herezji) mimo podwójnego upomnienia, przekazywano świeckiemu ramieniu celem wymierzenia stosownej kary. Ponieważ uporczywe trwanie w herezji uważano za obrazę majestatu Boskiego, a zatem czyn poważniejszy niż obraza majestatu władcy oraz w pewnym sensie  – zbrodnię stanu, ową karą była w wypadku wydarzeń świdnickich kara śmierci.

Proces świdnicki miał miejsce w okresie wakatu na stolicy Piotrowej.  Owe zakończone krwawym rezultatem procesy roku 1315, jak się przypuszcza, skłoniły nowego papieża – Jana XXII do wprowadzenia na ziemie polskie papieskiej inkwizycji aby uporządkować ten obszar i zwalczyć nadużycia. W roku 1318 inkwizytorem diecezji wrocławskiej został mianowany przez papieża były przeor raciborskich i wrocławskich dominikanów i prowincjał zakonu, znany kaznodzieja – Peregryn z Opola. Nie był to inkwizytor podobny ani do karykaturalnego przedstawienia Bernarda Gui w filmie “Imię róży” (bo w książce Eco postać ta jest bardziej stonowana) jeśli chodzi o okrucieństwo, ani do znanej karykatury z satyry grupy Monty Python. Peregryn był człowiekiem uczonym – m.in. autorem kazań, które trafiły następnie m.in. do XIV-wiecznego zbioru Kazań gnieźnieńskich. Zawierały one liczne przykłady – exempla, także z żywotów polskich świętych, np. Stanisława ze Szczepanowa, Jadwigi Śląskiej, Wojciecha Sławnikowica, bł. Czesława Odrowąża. Kazania Peregryna, który inkwizytorem wrocławskim był do roku 1327, były zresztą znane w całej Europie.

Treść kazania o Stanisławie ze Szczepanowa w wersji Peregryna wskazuje na promowanie przez dominikanina kultu tego świętego, będącego jak wiemy ważnym elementem spajającym w procesie wychodzenia ziem polskich z okresu rozbicia dzielnicowego. Przyjrzyjmy się przykładowemu kazaniu  (za J. Mrukówna: Peregryn z Opola. Kazania de tempore i de sanctis, Kraków-Opole 2001) – na II. Niedzielę po Pięćdziesiątnicy. Exemplum przedstawia ucztę, na którą zaproszono różne stworzenia. Przybyły wszystkie oprócz świni, która stwierdziła że brak będzie plew do jedzenia i brudnej wody do picia, kruka, który oświadczył że nie będzie trupów do rozdziobania, sowy, która wskazała że nie będzie ciemności, żaby, która narzekała że nie będzie mułu do spożycia, lisa, który stwierdził że nie będzie tam można oszukiwać oraz muchy, która odpowiedziała że nie będzie tam nieczystości, w których mogłaby się paprać. Zwierzęta te symbolizowały grzeszników: świnia – zatwardziałych w pysze, rozpuście i chciwości, kruk – złodziejów, łotrów i wyzyskiwaczy, sowa – oszczerców i mącicieli, żaba – chciwca parającego się lichwą i myślącego nieustannie o pieniądzach, lis – heretyków i zwodzicieli, mucha – cudzołożników, zaś uczta – spotkanie z Chrystusem w Jego królestwie. Morał z kazania był dość prosty i czytelny: ludzie z własnej woli wyrzekają się Boga i nieba, nie chcąc zrezygnować z grzechów, do których się przywiązali.

W roku 1327 papież Dueze – Jan XXII przekazał prawo powoływania inkwizytorów na terenie ziem polskich prowincjałowi zakonu dominikanów. W październiku roku 1326 biskupem wrocławskim został mianowany Nankier, były kanclerz księstwa sieradzkiego – ojcowizny Władysława Łokietka. Od roku 1320 Nankier był biskupem krakowskim i energicznie działał na rzecz odnowy tej diecezji, wydając m.in. statuty synodalne i rozpoczynając budowę gotyckiej katedry wawelskiej po pożarze romańskiej budowli roku 1305, ukończoną w roku 1364. Od września roku 1319, to jest od śmierci Henryka z Wierzbna, stolica biskupia wrocławska pozostawała nie obsadzona – spór między pretendentami Witem oraz Lutoldem zakończył  się zrzeczeniem praw przez obu, celem zakończenia konfliktu. Nominacja Nankiera była najprawdopodobniej wynikiem porozumienia Łokietka z papieżem Janem XXII i miała przeciwdziałać zwiększeniu wpływów zgłaszającego pretensje do tronu polskiego Jana Luksemburczyka. Początek posługi Nankiera na Śląsku wiąże się z wyprawą wojenną króla Czech na Śląsk w roku 1327, kiedy to zhołdował większość księstw śląskich. Nie jest przypadkiem że Nankier do Wrocławia przybył latem tego roku przez Świdnicę, która Janowi się nie podporządkowała, a której księżną była córka Łokietka – Kunegunda. We Wrocławiu Nankier zastał konflikt papieskiego nuncjusza Piotra z Alwerni z magistratem, czeskim stronnikiem kanonikiem Mikołajem Banczem i księciem wrocławskim Henrykiem VI. Chodziło o dochody z biskupich włości za czas wakansu na stolicy wrocławskiej i oczekiwane przez Jana XXII świętopietrze, które wynikało z przynależności Wrocławia do archidiecezji gnieźnieńskiej. Do powyższego dochodziły ważkie kwestie polityczne. Książę Henryk zawarł 6 kwietnia roku 1327, po naciskiem wrocławskich mieszczan, układ z Luksemburczykiem. Na mocy owego paktu dożywotnio zachowywał księstwo i ziemię kłodzką oraz otrzymywał uposażenie, lecz po jego śmierci Wrocław miał wejść do korony czeskiej. Sam książę Henryk nie miał dobrych relacji z lokalnym Kościołem – jeszcze w roku 1319 znalazł się pod klątwą kościelną.

Obecność wysłanego przez arcybiskupa gnieźnieńskiego i Łokietka Nankiera stronnictwo pro-czeskie oceniło jako niebezpieczną. W lecie 1328 z poduszczenia Bancza doszło napaści mieszczan wrocławskich na pałac biskupi. Wyłamano także drzwi katedry, dokonano grabieży i zamordowano kilka osób przybocznych biskupa. Nuncjusz papieski i Nankier musieli uciekać do Nysy, wypędzono również kanoników o polskiej orientacji. Dodatkowo sytuację skomplikował książę Bolko ziębicki, który, wykorzystując kłopoty biskupa, najechał księstwo nyskie. Jeszcze w roku 1328 Nankier, który w międzyczasie obłożył Wrocław karą interdyktu, udał się do Sieradza, skontaktował się również z papieskim Awinionem. W październiku 1328 Jan XXII wezwał monarchów Czech, Węgier i Polski, a także arcybiskupa gnieźnieńskiego, biskupów poznańskiego i ołomunieckiego do udzielenia pomocy Nankierowi.  Pod koniec roku 1328 Jan Luksemburczyk, aby ugruntować swoją pozycję na Śląsku, zdecydował się wystąpić jako mediator i protektor Nankiera, przybywając nawet do Wrocławia. Skonfliktowany z królem Czech i mieszczanami Piotr z Alwerni został ostatecznie nuncjuszem w Polsce.

Po wspomnianym okresie zamętu Nankier zajął się porządkowaniem spraw diecezji, wydając w roku 1331 statuty chroniące m.in. język polski w szkołach kościelnych i na nabożeństwach. Podjął również gotycką przebudowę katedry wrocławskiej. Był to rok wrześniowej wyprawy Jana Luksemburczyka w sojuszu z Krzyżakami przeciw Łokietkowi – rok bitwy pod Płowcami i zajęcia przez Czechów księstwa płockiego. W roku 1330 inkwizytorem diecezji wrocławskiej został lektor świdnickich dominikanów Jan Szwenkenfeld (Swenkenfelt). We wrześniu roku 1332 przeprowadził on proces 16 beginek (“moniales capuciatas”) w Świdnicy, pozostającej w domenie księcia Bolka II, który nie uznawał zwierzchności czeskiej, a rok wcześniej opóźnił, poprzez wysunięcie roszczeń do Głogowa, umówione spotkanie między Janem a Krzyżakami w Wielkopolsce. Beginki były świeckimi kobietami, nie związanymi ślubami zakonnymi, które wiązały się okresowo w grupy (tzw. beginat), głosząc potrzebę ubóstwa. Część z nich, pozostająca w nurcie ortodoksji katolickiej, przystąpiła do przeznaczonych dla świeckich trzecich zakonów franciszkanów i dominikanów, stając się tercjarkami. Część przyjęła tzw. herezję wolnego ducha, głoszącą poglądy pelagiańskie (możliwość dojścia do świętości i doskonałości własnymi siłami – bez łaski Bożej), w tym brak związania przez osoby, które doszły do doskonałości normami moralnymi oraz naukami Kościoła. Herezja owa została w kwietniu roku 1312 potępiona przez sobór w Vienne, a postanowienia soborowe w diecezji wrocławskiej zostały przyjęte jeszcze za Henryka z Wierzbna. Jan XXII w swoich dokumentach rozróżniał beginki heretyckie i prawowierne. Beginki z Sandomierza znalazły opiekunkę w małżonce Łokietka Jadwidze.

Jak wynika z zachowanych w XV-wiecznej kopii dokumentów procesu (“Examen testium super vita et moribus Beguinarum per inquisitorem Hereticae pranitatis in Sweydnitz anno 1332 factum”) beginki świdnickie prawdopodobnie nie zostały nawet uwięzione. W aktach procesu pojawiają się zeznania zawierające poglądy potępione przez sobór wieneński, np. beginki Małgorzaty, która oświadczyła jak siłą własnej woli doszła do doskonałości oraz Elżbiety ze Strzegomia, która stwierdziła że życie w ubóstwie ocali ją przed czyśćcem. Jedna z nowicjuszek z Kłodzka odmówiła w chorobie jedzenia i picia, twierdząc że nie ma takiej potrzeby, gdyż sam Chrystus ją nakarmi. Z zeznań wynikał także brak szacunku dla sakramentów w tym spowiedzi i Eucharystii czy też rozważania tajemnic Chrystusowych, lekceważenie autorytetu Kościoła, w tym takie drobiazgi jak potajemna praca w niedziele (analizę zeznań z procesu świdnickiego przeprowadza m.in. G. Leff w: Heresy in the Later Middle Ages, p. 389-392).

Jan Szwenkenfeld wspierał również biskupa Nankiera w sporze przeciw królowi Czech Janowi Luksemburczykowi. W listopadzie 1335 roku, zmarł książę wrocławski Henryk VI Dobry, co oznaczało przejście Wrocławia pod panowanie Czech a podczas zjazdu w Wyszehradzie, doszło do kompromisu między Janem Luksemburczykiem a Kazimierzem królem Polski. Jan miał zatrzymać zdobycze na Śląsku i otrzymać 20 tysięcy kop groszy praskich, Kazimierz otrzymać od Krzyżaków z powrotem Kujawy i ziemię dobrzyńską. Problemem Luksemburczyka na Śląsku pozostała podległość diecezji wrocławskiej wobec archidiecezji gnieźnieńskiej. Postanowił ów kłopot w roku 1337 rozwiązać poprzez ogłoszenie się protektorem biskupstwa, co dawało mu doskonały pretekst ingerencji w sprawy diecezji. Równolegle dążył do ograniczenia sądownictwa kościelnego. W roku 1339 powyższe intencje króla wyszły na jaw, gdy Jan, wykorzystując nieobecność Nankiera w diecezji, zażądał od kapituły we Wrocławiu przekazania mu nadgranicznego zamku w Miliczu. Luksemburczyk, zajął wkrótce, bez zgody biskupa, Milicz. Gdy król Czech na żądanie Nankiera odmówił zwrotu zamku, rozegrała się sławetna scena w klasztorze franciszkanów we Wrocławiu (dziś wydział filologii UW przy placu… biskupa Nankiera). Biskup udał się z czterema kanonikami do klasztoru, gdzie przebywał potężny król i obłożył  go oraz innych uczestników zaboru zamku ekskomuniką. Wrocław ponownie obłożył interdyktem. Przy okazji wytknął królowi Janowi że jest władcą kraju, który nie posiada nawet własnej metropolii arcybiskupiej. Tak scenę tę przedstawiła XIV-wieczna Kronika książąt polskich (przekład J. Wojtczaka-Szyszkowskiego):

Zwoławszy przeto kanoników swoich chciał by oni z nim poszli, ponieważ chciał osobiście napomnieć króla by mu zwrócił gród. Z nich to niektórzy, bojąc się króla, od razu się wymówili, a nieliczni tylko pozostali przy biskupie (…) Wziąwszy ich ze sobą biskup do klasztoru Braci Mniejszych we Wrocławiu, gdzie wówczas król przebywał w jednej małej izbie z tyłu za refektarzem ze swoimi doradcami śmiało poszedł pieszo (…) Król zaś kazał jemu powiedzieć, żeby zaczekał godzinę, bowiem jest zajęty innymi sprawami tak, że nie może go wysłuchać. Tym niemniej biskup nie przestawał pukać i trwał w tym tak długo, aż niektórzy z doradców króla radzili, aby go wpuścić. A gdy biskup wszedł do izdebki, przyodziany w szaty duchowne, mając pektorał na szyi i małą kartkę w rękach, zaczął czytać i mówić do króla: królu mój, ja napominam was po raz pierwszy, drugi i trzeci i w sposób ostatecznie zamykający sprawę, abyście jak najszybciej zwrócili mojemu Kościołowi wrocławskiemu gród Milicz. A król jemu odpowiedział: Nie będziecie mieli go jeszcze tak szybko jak wam się wydaje. A biskup z drugiej strony, trzymając drzewo Krzyża Świętego w ręku dodał: A ja was wyłączam z Kościoła w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. I stanęli wszyscy dowódcy, dostojnicy i baronowie, którzy wówczas byli przy królu oniemiali, tak że nikt nie powiedział ani słowa. Król zaś powiedział: o duszo Boża, cóż to jest za kapłan, chętnie umarłby i stał się męczennikiem, gdyby ktoś zechciał go ukoronować męczeństwem i uczynić męczennikiem. I odtąd król popadł w wielki gniew.” Wedle relacji Kroniki Nanker obłożył dostojników również sprzyjających Luksemburczykowi dostojników wrocławskich i wyjechał do Nysy  – księstwo biskupie obok świdnickiego nie uznawało zwierzchności Luksemburczyka.

Na reakcję króla i mieszczan nie trzeba było długo czekać – siłą zajęto kościoły, także katedrę i wypędzono lub uwięziono księży, którzy wspierali biskupa. W kościołach św. Elżbiety, św. Marii Magdaleny i św. Ducha mieszczanie sprowadzili jakiś wędrownych duchownych w stanie nieregularnym, by, lekceważąc interdykt, odprawiali dla nich nabożeństwa. Nanker odpowiedział ekskomuniką, zaś król  rozpoczął zabór dóbr Kościoła w porozumieniu z księciem brzeskim Bolesławem III zwanym Rozrzutnym – za co ów także doczekał się ekskomuniki. Ekskomunikę rzuconą przez Nankiera na Jana podtrzymał papież Benedykt XII. Nanker zaś polecił Janowi Szwenkenfeldowi by przeprowadził proces inkwizycyjny wobec tych mieszczan, którzy otwarcie zerwali z Kościołem. Do procesu nie doszło – inkwizytor wygłosił najpierw na wrocławskim rynku płomienną przemowę by mieszkańcy pojednali się z Kościołem, która nie przyniosła jednak efektu a radni zbyli inkwizytora obietnicą że odbędą w Nysie, w sobotę przed Niedzielą Palmową 1341 roku (31 marca) pokutę, do czego jednak nie doszło. 8 kwietnia, w Niedzielę Wielkanocną zmarł biskup Nankier. Jak twierdzą jedni – z przeziębienia, którego nabawił się podczas obchodu kościołów nyskich w Wielki Piątek, a jak napisał Jan Długosz, za XIV-wiecznym kronikarzem Jankiem z Czarnkowa: otruty “na polecenie i rozkaz króla czeskiego”. Patrząc na dalsze losy Szwenkenfelda, jesteśmy w stanie Długoszowi i Jankowi z Czarnkowa uwierzyć.  Pozbawiony biskupa-protektora inkwizytor został wezwany przez króla Jana do Pragi w związku ze skargą rajców wrocławskich na niego i zamordowany podczas tej wizyty 28 września 1341 roku w klasztorze św. Klemensa w Pradze. Prawdopodobnie – przy aprobacie Luksemburczyka, który winnych chwytać nie zamierzał. Oddajmy znów głos Kronice książąt polskich: postanowił król posłać po zarządców (…) jacy wówczas przebywali w Nysie, pragnąc aby niektórzy spośród nich i inkwizytor, do niego, do Pragi, byli wysłani, ponieważ chciał prowadzić rozmowy w sprawie załagodzenia sporu. (…) Z tego względu Konrad de Falkenhain, wówczas kasztelan wrocławski, specjalnie sprowadził tam inkwizytora i innych z nim się udających (…) Następnego zaś dnia rano, gdy przebywał wspomniany inkwizytor w klasztorze dominikanów Świętego Klemensa w Pradze (…) mając właśnie w owym czasie wygłosić przemowę do duchownych i będąc w pokoju oddawał się czytaniu, w tym czasie przyszli tam dwaj rozbójnicy, z których jeden nazywał się Knewfel a dowiedziawszy się, że on tam się znajduje, stukając niecierpliwie do drzwi pokoju prosił Knewfel, by zechciał on wysłuchać jego spowiedzi. A gdy duchowny z pokoju odpowiedział mu, że jest zajęty innymi sprawami tak, że nie ma teraz czasu, a zatem niech on poczeka, a wtedy chętnie go wysłucha, wówczas ten zbrodniarz zuchwale powiedział: jeżeli mnie nie wysłuchacie, to popadnę w rozpacz, bo jestem wielkim grzesznikiem i teraz mnie dotknęła łaska skłaniająca do wyznania grzechów więcej niż kiedykolwiek (…) Na skutek tego poruszyło się sumienie męża zacnego, natychmiast powstał, odłożył czytanie, otworzył drzwi i wyszedłszy usiadł na podejściu do schodka, po którym wchodzi się do pokoju, a gdy się nachylił jakby mając słuchać spowiedzi, wówczas ów zbrodniarz i jeszcze drugi, który z nim przyszedł, podbiegając naprzeciw, dobywszy noży, zadali mu trzy ciosy i w ten sposób go zabili.”

Kolejny biskup wrocławski Przecław z Pogorzeli zniósł kary kościelne nałożone na króla Jana, zawarł również z wrocławianami za pośrednictwem margrabiego morawskiego ugodę. Jak zapisał Janko z Czarnkowa w rozdziale 29 swojej kroniki, “ów Przecław nastąpił po biskupie wrocławskim Nankerze, który za sprawą króla czeskiego Jana Ślepego, został niegodziwie za pomocą trucizny zgładzony, i który pierwotnie był biskupem krakowskim, przez papieża Jana XXII do wrocławskiego kościoła przeniesionym, biskupstwo zaś krakowskie otrzymał po nim Jan Grotonic, przebywający natenczas jeszcze na nauce w Bononii. Obrany przez kapitułę wrocławską w roku pańskim 1341, w dzień piąty miesiąca maja, na biskupa“. W roku 1349 Przecław musiał się zmierzyć z ruchem biczowników, który w Europie pojawił się wraz ze zniechęceniem trwającymi wojnami w chrześcijańskim świecie (wojna stuletnia, wojny w Italii). Ruch ów zyskał na znaczeniu wraz z potworną epidemią czarnej śmierci, która zabrała życie milionów XIV-wiecznych mieszkańców Europy. Ekstremistyczny ruch flagellantów, jako wypaczenie prawdziwej ascezy i pokuty,  został potępiony przez papieża Klemensa VI bullą Inter sollicitudines. Inkwizycyjny proces wrocławski zakończył się wyrokiem na przywódcę ruchu, który poniósł następnie śmierć na stosie.

W poszukiwaniu dalszych “ofiar” Inkwizycji na Śląsku musimy przenieść się do roku 1398, kiedy to uznano winnym herezji zwolennika Johna Wiklefa – Stefana. Inkwizytorem wrocławskim był wówczas dominikanin Jan z Gliwic. Była to zapowiedź ruchu husyckiego – w roku 1420 doszło we Wrocławiu do procesu jednego z bardziej znanych husytów Jana Krasy (zob. wątek o wojnach husyckich). Trybunałowi obradującemu pod okiem króla Czech Zygmunta Luksemburczyka, który wykonał wyrok śmierci jako świeckie ramię, przewodniczył legat papieski Fernando de Palacios. W roku 1437, już po bitwie pod Lipanami i ugodzie między katolikami a utrakwistami – doszło do procesu i egzekucji Piotra z Leśnicy. W roku 1429 inkwizytorem wrocławskim został dominikanin Jan Melczer (Brasiator) z Ząbkowic, zwany Polakiem  – ceniony teolog (zm. 1446). Warto również wspomnieć o, znanym z kart fikcji literackiej A. Sapkowskiego, dominikaninie Grzegorzu Hejncze – inkwizytorze wrocławskim od roku 1461, a zatem długo po wydarzeniach rejz husyckich. Hejncze przebywał następnie w Krakowie, a pod koniec życia ponownie we Wrocławiu. Zmarł w roku 1483. W XVI wieku na Śląsku zyskał przewagę, wspierany przez książąt i bogatą szlachtę protestantyzm, co oznaczało koniec inkwizycyjnej działalności. Zaczął się czas otwartego konfliktu, który XVII-wieczne apogeum znalazł w wojnie trzydziestoletniej .

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *