O Juraju, bynajmniej nie Janosiku (I)

W poszukiwaniu beskidzkich legend, które mocno o rzeczywistość się ocierają, sięgnijmy znowu do materiałów badacza Beskidu dr Stanisława Szczotki, który opisywał zbójników występujących na zachód od rzeki Soły – na Żywiecczyźnie i w Śląskim Beskidzie. Zawierają one między innymi oparte na historycznych lub para-historycznych źródłach zapiski dotyczące ostatniego znanego zbójnika na Żywiecczyźnie – Jerzego czy też Juraja Proćpaka.

***
Dlaczego Jurka Fiedora z Kamesznicy, wsi wciśniętej w baraniogórskie stoki przezwali Proćpakiem, nikt tak naprawdę nie wie. Zastanawiał się nad tym proboszcz żywiecki Franciszek Augustyn, zastanawiał się ukryty autor Pieśni o Standrechcie i Proćpakowej bandzie, najprawdopodobniej świadek smutnego końca Jurajowej sławy. Proćpak urodził się nie wiadomo kiedy, być może już pod austriackim zaborem, kiedy to sądy zaczęły wprowadzać wreszcie prawo na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej, a kainowa pałka rzucona między górali beskidzkich musiała zostać złamana przed obliczem sprawiedliwości. Podczas gdy Prusy i Rosja zastanawiały się jak zaradzić dogorywającej, acz wstrząsanej jeszcze drgawkami Rzplitej, a Austria spokojnie stała z boku, umywając ręce, w Roku Pańskim 1792 Juraj Proćpak z Kamesznicy, człek już stateczny, bo żonaty i dzieci mający, po raz pierwszy trafia na karty dziejów. Trafia dzięki swojej krótkowzroczności. Otóż nasz bohater utrzelił cudzą jałówkę, którą jak się tłumaczył, wziął za polną sarnę. Bezlitosna austriacka polityka przyniosła już pierwsze owoce, gdyż Proćpaka wsypał jego kontrahent, donosząc gdzie trzeba, że skóra, którą nabył ma niejasne pochodzenie. Summa sumarum Proćpak trafił do Wiśnicza, gdzie siedział w więzieniu. Siedział aż mu się tęsknić zaczęło, to i uciekł. Uciekł na Beskid na śląskim pograniczu i tam zebrał kupę, która nawiedzała miejscowe dwory, karczmy i, nie na ostatku, plebanie, a także nękała kupców zmierzających z południa na północ i z powrotem o własne, zbójeckie myto.

Cienków Niżni pod Baranią Górą

Siedział sobie początkowo Proćpak spokojnie w Kamesznicy, w chacie, nie dała mu jednak spokoju habsburska biurokracja. Przyszedł bowiem do Żywca list gończy za Proćpakiem i tylko dzięki bystrości żony, która swe źródła miała gdzie trzeba, zdołał na czas uciec. Uciekł do beskidzkiego boru, a tam spotkał takich jak on, młodych górali po przejściach. Dezerterów z cesarskiej armii – trzech dzielnych junaków ze Skawicy i Rycerki. Przyłączył się do nich brat Proćpakowy i ta wcale nie okazała kompania ruszyła w teren. Poraubszycowali trochę pod Baranią Góra, a gdy strażnicy leśni zaczęli coraz bardziej tam węszyć, przenieśli się hen, pod Babią Górę, osławioną wcześniej bandą Józka Skawickiego. I tu zadziałało zbójeckie prawo – w babiogórskich borach niewiele było zwierzyny, za to sporo owiec i zagród. Pozostawał zatem rabunek.


Okolice Koniakowa

Napotkali raz idących z Orawskiej Polhory przez Tabakowe Siodło handlarzy obnośnych. Gdy ci zapytani o dutki i inne dobra nieduchowe zaczęli się bronić, zostali zastrzeleni. Cały ich towar padł łupem Proćpaka, któremu spodobała się ta zbójnicka przygoda. Ruszył zatem przez Orawę na Węgry, potem znów na Śląsk, a sława jego rosła i coraz to dołączali się do niego nowi kompani. Koło Koniakowa, w przysiółku Kasperki naszli handlarza płótnem, męcząc go wraz z żoną, gdy nie chciał wyjawić skrytki z pieniędzmi. W Górnej Rycerce ubili stawiającego opór gospodarza, a jego żonę pobili, tak że zdradziła im miejsce ukrycia kosztowności. Z Rycerki przez Beskid pod Babią Górę niezbyt daleko. W Zawoi wpadli do organisty, grożąc mi nabitym pistolcem i każąc zaprowadzić się do proboszcza. Wtargnęli na plebanię, pochwycili księżową gosposię, wsadzając ją do drewnianej kadzi i zażądali od dobrodzieja pieniędzy. Niewiele ich jednak było. Zezłoszczeni wsadzili kapłana do kadzi z gosposią, na wierzch kładąc obciążenie by nikt się nie wydostał. Zabrali z plebanii trochę ubrań i pomnknęli do boru, wiodąc ze sobą organistę by nie wszczął alarmu. Puścili go jednak pod samą Babią Górą by mógł uwolnić księdza z opresji. Wiedział Proćpak, że takich wyczynów mu nie darują, poszedł tedy na Węgry, na Orawę, gdzie w Trzcianie Żyda obrobił. Potem zaś przez Pilsko, przez wysokie trawy, pod Jeleśnię, gdzie spotkał pewnego dobrego handlarza z Czech, co z orawskiego jarmarku wracał, tylko po to by w Beskidzie, pod Proćpakową kulą żywot swój zakończyć.

Stara chata w Istebnej

Nie mógł jednak Proćpak na Żywiecczyźnie w spokoju ostać. Po pierwszych jego chadzkach, szlachcic Łukomski z Wieprza wobec śmiałych a groźnych napadów, zwrócił się bowiem do Austriaków o wojskową interwencję przeciw Proćpakowej kompanii. Wskazywał, że chłopi nie mają odwagi ani ochoty ze zbójnikami walczyć. Wolą być z nimi w zmowie. Łukomski sam też nie próżnował. Skoro Proćpak ze swoimi pod Żywiec się wrócił, udał się do Rajczy, do karczmy na hulankę. Ufał też Proćpak w słabość do swojej kompanii płci przeciwnej, że ich kochanki, dziwki i kobity zaraz doniosą, gdyby harnicy szukać zbójników z Żywca wyszli. Na razie jednak któraś, nie wiadomo kochanka, dziwka czy kobita, przekazała wieść Łukomskiemu o zbójnickiej biesiadzie. Zebrał Łukomski ludzi i rajczańską oberżę otoczył. Lecz jego zbrojni nie bardzo do bitki z Proćpakowymi chętni byli, to i Proćpak ze swoimi atak odparli i do lasu się przebili.

Barania Góra – widok ze Stożka Wielkiego

Po tym całym zdarzeniu jeszcze większej pewności Proćpak nabrał i odtąd bez skrupułów grasował od Jabłonkowskiego siodła przez Wisłę, Jeleśnię, Ślemień, aż po Zebrzydowską Kalwarię. Pod wspomnianym Jabłonkowem ośmieszył dwóch kupców, którzy próbowali go przechytrzyć, dukaty schowawszy w śmietanie. Pod Istebną natknął się na cieszyńskich rzeźników udających się na żywiecki jarmark po zakup wołów. Proćpak postanowił się z nimi ugadać i zaproponował, że puści ich bez uszczerbku, pod warunkiem, że prochu w Żywcu mu na kupią. Dał nawet na ten wydatek pieniądze. Jeden z rzeźników okazał się nieuczciwy, nie kupił prochu i namówił drugiego by inną drogą do Cieszyna wrócili. Proćpak jednak musiał nie do końca im zawierzyć – widno ktoś ich śledził, bo wnet Proćpakowi zastąpili im szlak. Ponieważ zaś część prochu kupili, a błagali głośno o litość, tłumacząc się, że za bydłem uciekającym poszli, Proćpak puścił ich wolno, jedynie grożąc. Pod Węgierską Górką napadli starego Padocha z Jabłonkowa z sąsiadami w drodze na jarmark. I choć Padoch zbiegł, sąsiadów obrabowano. Codziennością były przechadzki do bacowskich kolib po sery, mleko i świeże mięso. Nic dziwnego, że po Beskidzie zaczęto wnet śpiewać: “Warujcie krów, gazdowie, strzeżcie statku, bacowie, bo się Proćpak nie leni, kiej się mu kce pieceni.” I dalej: “Zabili na holi bacoska zbójnicy, Bydom go warzyli na kotle w zyntycy. Magóra, Magóra, za Magórom góra; Zabili bacoska, wisi z niego skóra”.


Beskidzka puszcza na stokach Baraniej Góry
Ciąg dalszy

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *