Księga sudeckich demonów (10/2)

Do źródeł informacji zamieszczonych w przewodniku “Szlakiem czarownic po czesko-polskim pograniczu”, promowanym przez starostwo nyskie,  należą m.in. “Mroki średniowiecza” autorstwa przedwojennego działacza ludowego Józefa Putka, dość chętnie wznawiane w Polsce Ludowej. Interesujące, że Putek jeszcze przed wydaniem w roku 1935 owego dzieła został w roku 1928 za swoją działalność obłożony przez kardynała Adama Sapiehę… interdyktem osobistym. W jego wspomnianej wyżej pracy można znaleźć dość emocjonalne wynurzenia. Np. o sprzyjającym Polsce papieżu Grzegorzu VII, któremu Bolesław Szczodry zawdzięczał koronę, Putek pisze tak “nie przeraził się tymi nawoływaniami cesarza Grzegorz VII i nie ustąpił. Ten były mnich, syn wiejskiego cieśli, należycie doceniał ciemnotę ludów. (…) Grzegorz VII nie rzucał interdyktu na cały kraj, nie chciał bowiem dotknąć jego skutkami oddanych mu zwolenników, za to rzucił klątwę na zwierzchnika kraju — cesarza Henryka. Był to pomysł szatański”. Biskupa Zbigniewa Oleśnickiego Putek nazywa anachronicznie “polskim Torquemadą”, mimo że ten ostatni inkwizytorem został prawie 30 lat po śmierci Polaka (bardziej konsekwentnie byłoby zatem o kastylijskim mnichu napisać “hiszpański Oleśnicki”). Do samych procesówh czarownic Putek odnosi się w następujący sposób: “przebieg takich procesów i protokolarne opisy tortur tudzież liczbę ofiar można by ustalić tylko na podstawie aktów i ksiąg sądowych wiejskich i miejskich. Tych sądów było w Polsce kilkanaście tysięcy, tj. tyle, ile było miast i ile było „państewek” szlacheckich, kościelnych i królewskich. Akta sądowe i księgi zniszczył ząb czasu, a we wsiach szlacheckich często rozmyślnie je niszczono, aby usunąć świadectwo prawdy dziejowej”. Jeżeli zatem brak jest dokumentów potwierdzająych rozliczność procesów czarownic w Polsce, to tym gorzej dla faktów. Putek pisze dalej: “złożyło się, że Polska nie miała dla spraw czarostwa ani dominikańskich, ani franciszkańskich trybunałów Św. Inkwizycji, ale miała za to ławnicze sądy miejskie i wiejskie, samowładztwo sądowe szlachciców nad poddanymi. Zabobonny szlachcic i jeszcze przesądniejszy, a nieraz nieuczciwy, „sędzia” miejski w imię obłędnej wiary w czary i czarownice, lub w imię zarobku, nie gorzej skazywali wiejskie i miejskie niewiasty na palenie ich żywcem na stosach niż święte inkwizycyjne trybunały w krajach zachodniej Europy”. Złożyło się zatem, iż brak trybunałów inkwizycyjnych w Polsce można i tak wykorzystać do potępienia Inkwizycji w zachodniej Europie. Dalsza część pracy Putka wygląda w ten sam deseń.

W rezultacie w przewodniku po “szlaku czarownic” można przeczytać sobie m.in., że “dokumentem, który zapisał się w dziejach tzw. procesów czarownic, była bulla papieża Innocentego VIII „Summis desiderantes” z 1484 r., która doprowadziła do napisania jednej z najstraszniejszych ksiąg w nowożytnym świecie „Młot na czarownice” (Malleus maleficarum). Została po raz pierwszy wydana w 1478 r., a jej autorami byli doświadczeni dominikańscy inkwizytorzy Jakub Sprenger i Henryk Krämer. Młot… szybko się stał podstawowym podręcznikiem przy przesłuchaniu i przeprowadzaniu procesów z potencjalnymi czarownicami. Zrozumiałe jest, że w klimacie wiary w diabła i jego sprzymierzeńców tylko nieliczni zdołali oficjalnie zaprotestować przeciwko polowaniu na czarownice”  (s. 5). Dowiadujemy się zatem, że bulla doprowadziła do napisania księgi wydrukowanej przez jej wydaniem oraz że księga owa stała się podręcznikiem do prowadzenia procesów z udziałem inkwizycji. W rzeczywistości, “Młot na czarownice” został napisany w roku 1486 i wydany rok później. Mniej miał wspólnego zarówno z bullą, jak i ojcem Jakubem Sprengerem – dominikaninem znanym m.in. z propagowania w krajach Rzeszy modlitwy różańcowej, a bardziej z osobistymi ambicjami i “nadgorliwością” ojca Heinricha Kramera. Kramer, twórca “dzieła”, najprawdopodobniej podparł się autorytetem swego starszego, mającego poważanie współbrata (por. pozycje wymienione na s. 26). Podobnie podparł się bullą papieską wydrukowaną na wstępie dzieła, wyznaczającą go na śledczego – w odpowiedzi, jak wskazano w treści bulli, na szerzące się pogłoski o “oddawaniu się przez osoby płci obojga diabłu” na terenie Górnych Niemiec. Innocenty VIII, zatem może i podjął błędną decyzję personalną, ale wzmiankowanego dzieła ani nie wspierał, ani mu nie patronował. Co więcej, niedługo po wydaniu Młota na czarownice, który nie został przyjęty przychylnie przez miejscowych teologów, Kramer popadł w otwarty konflikt z ojcem Sprengerem i w roku 1490 został potępiony przez zakon dominikanów z jego inicjatywy. Znaczenie Kramer odzyskał dopiero po śmierci Sprengera i wyjeździe do Republiki Weneckiej w roku 1495, gdzie głosił kazania przeciwko heretykom. Żywot skończył na Morawach jako tamtejszy inkwizytor z nadania papieża Aleksandra VI Borgii. Jego dzieło nie stało się “podstawowym podręcznikiem” Inkwizycji – przeciwnie budziło liczne zastrzeżenia. I tak przykładowo, w roku 1538 sławetna Inkwizycja hiszpańska ostrzegała swoich członków by nie wierzyli treści dzieła, zaś prawdziwa fala procesów przeciw czarownicom wybuchła w Europie dopiero w połowie XVI wieku  (za: K. Jolly: Witchcraft and Magic in Europe, Volume 3: The Middle Ages, 2002, p. 241-243). Kolejne fale procesów (m.in. opisywane w przewodniku wydarzenia podczas tzw. okresu szwedzkiego wojny trzydziestoletniej i po jej zakończeniu) pozostawały bez związku z kolejnymi wydaniami Młota na czarownice.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *