Żydzi w Sudetach (2)

Po wyrzuceniu z miasta w roku 1319, w czasie klęski głodu liczba żydów we Wrocławiu powróciła do poprzedniego stanu w ciągu 7 lat (za: N. Davies: Mikrokosmos), przy czym: “wypędzenie z miasta nie było równoznaczne z całkowitym wygnaniem. Dekrety De non tolerandis Judaeis nie oznaczały powszechnych prześladowań. żydzi zmuszeni do wyjazdu przez radę miejską mogli zazwyczaj schronić się pod opiekę jakiegoś okolicznego prawodawcy. Często, na przykład, zwracali się o ochronę do życzliwych możnowładców, którzy mieli własne powody, by nie lubić restrykcyjnych praktyk miasta, albo którym nie wolno było w nim rezydować, albo którzy korzystali z usług żydów i chętnie użyczali żydowskim kupcom swojej ziemi znajdującej się w bezpośrednim sąsiedztwie bram miejskich” (tamże).

W pierwszej połowie XIV wieku większość Śląska, jak wiemy, przeszła pod władanie korony czeskiej (sam Wrocław w roku 1335, po śmierci księcia Henryka VI), przy czym, zaznaczmy, że, jeśli chodzi o organizację kościelną, biskupstwo wrocławskie pozostało w ramach archidiecezji gnieźnieńskiej. Jak wskazuje I. Schiper w: Studiach  nad  stosunkami  gospodarczymi  Żydów  w Polsce  podczas  średniowiecza w owym okresie osadnictwo żydowskie na Śląsku i Sudetach istniało, obok Wrocławia, m.in. w Świdnicy, Kłodzku, Złotoryi, Niemczy, Opawie, Ziębicach, Chojnowie i Brzegu. Jak pisze, głównymi dłużnikami żydów byli piastowscy książęta, wśród nich tak znane postaci jak Henryk Głogowczyk czy Bolko II Mały. Dochodziło do sytuacji oddawania przez książąt w zastaw na zabezpieczenie pożyczek całych miast, np. Lwówka, Złotoryi, Jawora, Świdnicy czy Chojnowa. Kronika książąt polskich z 2 połowy XIV wieku opisuje wypadki ostrych sporów na tle lichwy m.in. w latach 40-tych XIV w. gdy książę Wacław zastawił Żydowi Złotoryję, jego brat Ludwik rozgniewany pochwycił w Legnicy owego Żyd i zmusił do rezygnacji z zastawu.  Jak podaje Schiper, w roku 1345 książę legnicko-brzeski Bolesław zwany Rozrzutnym zaciągnął u jednego z żydów pożyczkę na astronomiczną kwotę 8000 grzywien (grzywna wynosiła ok. 200 g srebra). Dla porównania podawane przez I. Schipera długi miejskie Wrocławia u żydów zaciągnięte w okresie 1300-1314 wynosiły 453-680 grzywien. Ten sam książę, jak podaje Kronika książąt polskich przyjmował na siebie “szkody wynikłe z relacji między chrześcijanami i żydami” i doprowadził m.in. do zastawienia Żydom miasta Niemczy z okręgiem.

W zamian za owe pożyczki dla książąt żydzi uzyskiwali przywileje do prowadzenia działalności lichwiarskiej. Jak wyglądała sytuacja dłużnika w XIV wieku może świadczyć ten oto passus z cytowanej już Polski piastowskiej R. Grodeckiego: “na pochwałę ustawodawstwa Kazimierza Wielkiego należy stwierdzić, że król ten usiłował ograniczyć wysokość lichwy już w statucie z r. 1347, zezwalając na procent 1/2 grosza tygodniowo od grzywny [48 groszy – przyp. wł.], czyli 54% rocznie; później jednak dozwolił lichwę 1 grosza tygodniowo, czyli 108% rocznie, ograniczając czas legalnego pobierania lichwy do 2 lat. Czyli przez dwuletni pobór takiej lichwy dłużnik zwiększał swój dług przeszło trzykrotnie, bo o 216%!” Zaznaczmy tutaj że były to oficjalne regulacje odnośnie odsetek maksymalnych, poza którymi działała i wówczas przypuszczalnie tzw. “szara strefa”. W rezultacie, sądy miejskie wydawały “dziesiątki wyroków (…) niektóre bardzo tragicznie opiewają, gdy dłużnik szlachcic cały majątek oddaje Żydowi na umorzenie długu i lichwy, zostawia sobie tylko dwór mieszkalny z tym, że jeśli reszty długu nie spłaci w terminie, to i ten dwór odda wierzycielowi, czyli „pójdzie z torbami”. Nic dziwnego że np. w Krakowie pisano na takie prowadzenie interesów “na sposób żydowski” skargi aż do Rzymu na sławnego bankiera Kazimierza Wielkiego – Lewka z Olkusza. Co ciekawe, część dokumentów z listami śląskich dłużników zabezpieczono podczas opisanego niżej procesu wrocławskiego roku 1453.  Żydów oskarżano też o fałszowanie listów dłużnych czy wypłacanej na poczet pożyczek monety. Warto tu zauważyć, że na wiek XIV przypada rozwój cechów, a, wraz z nimi, działalności gospodarczej prowadzonej przez ludność chrześcijańską, stanowiącej konkurencję dla handlu żydowskiego. Wobec konkurencji ze strony mieszczan, oferta lichwiarska była adresowana przez żydów głównie do rycerstwa, potem szlachty.

We wrześniu roku 1345 miasto Wrocław uzyskało od króla Czech Jana Luksemburczyka zgodę na likwidację kirkutu żydowskiego, znajdującego się na terenie Przedmieścia Oławskiego, i użycie materiałów z rozbiórki do prac przy naprawie murów innych budynków i budowli. Nieco później wprowadzono zasadę okresowych zezwoleń na osiedlanie się przez żydów w mieście. W tym samym czasie rozpoczynała się straszliwa epidemia dżumy, która pochłonęła, według części szacunków nawet do 50 % ludności kontynentu europejskiego, przy czym w krajach basenu Morza Śródziemnego śmiertelność sięgała nawet 75-80 % (P. Daileader: The Late Middle Ages), niszcząc społeczeństwo średniowieczne. W niewyobrażalnym dziś dramacie, którego ślady znajdujemy dziś w zachowanych przedstawieniach korowodów czy też tańców śmierci – od papieża i króla po dziecko i żebraka, będących dalekim echem rzeczywistych zbiorowych tańców notowanych w krajach niemieckich i Niderlandach, wymierały całe miasta, wioski i krainy. Na jesieni roku 1347 maxima mortalitas et pestilentia pojawiła się na Sycylii, zimą tegoż roku w portach włoskich i Marsylii, w lecie roku 1348 dotarła do krajów niemieckich (za: A. Rutkowska-Płachcińska: Dżuma w Europie Zachodniej w XIV w.: straty demograficzne i skutki psychiczne, Przegląd Historyczny 1969, nr 1, J. Byrne: The Black Death). Przypuszczalnie w roku 1349 mór (der gross tot czyli wielka śmierć) dotarł na Śląsk, O biczownikach we Wrocławiu w owym roku pisze Z. Rosicz w swojej XV-wiecznej kronice, o ich przybyciu z Węgier i wydaniu heretyckiego przywódcy świeckiemu ramieniu także Annalista Silesiacus (por. F. Wachter: Scriptores rerum Silesiacarum, vol. 12 , s.  39).

Tak opisywał te ponurą chwilę w dziejach Europy Jan Długosz w swoich Annałach czyli Kronikach Królestwa Polskiego (przekład Roczników – za wydaniem z roku 2009, dostępnym na polona.pl): “Wielka  zaraza  morowa,  która się wdarła do Królestwa Polskiego dotknęła okropnym morem,  nie  tylko  Polskę,  ale  i  Węgry,  Czechy,  Danię,  Francję,  Niemcy  i  niemal  wszystkie królestwa  chrześcijańskie  i  barbarzyńskie siejąc wszędzie straszną śmierć. Twierdzili, że wybuchła ona przez Żydów, którzy zatruwali powietrze jakimś  jadem i w  wielu  miejscowościach  zabijano i palono Żydów, innych wieszano. Niektórzy, żeby uniknąć rąk chrześcijan, zabijali siebie, żony, synów i córki oraz bliskich, z wyjątkiem kilku prowincji i miast, które przekupione, z chciwości oszczędziły ich.” O zarazie na ziemiach polskich i w krajach niemieckich wspomina też kronika cysterskiego opata z Oliwy Stanisława (por. MPH, t. VI, s. 347 i nast.), uznając ją za karę za grzechy pogan przeciw prawu naturalnemu, żydów przeciw prawu Mojżesza oraz chrześcijan przeciw prawu naturalnemu oraz prawu Ewangelii. Kronika przywołuje stawiany żydom zarzut zatruwania źródeł i rzek – także za pośrednictwem przekupionych chrześcijan, w wyniku czego “wszyscy żydzi w Germanii i Alemanii oraz prawie wszyscy w Polsce zostali zabici.” Maxima pestilentia pod datą 1348 pojawia się też w Roczniku wrocławskim większym, jednak bez jednoznacznego odniesienia do ziemi śląskiej. Owo milczenie źródeł współczesnych (np. Rocznik miechowski wymienia zarazę ale na ziemiach węgierskich)  dało asumpt do twierdzeń że, mimo twierdzeń Długosza, dżuma ominęła wówczas Polskę, a może i Śląsk. Dotarły tam jednak bez wątpienia wieści o straszliwej klęsce oraz biczownicy.

Warto przywołać następujące po cytowanej wyżej wzmiance rozwinięcie opisu Długosza odczłowieczenia i zdziczenia w czasach straszliwej zarazy: “Pierwszy [nawrót zarazy] trwał dwa miesiące i [cechował się] nieustanną gorączką i krwiopluciem. Chorzy umierali w ciągu trzech dni. Drugi trwał pięć miesięcy i [cechował się] również trwającą bez przerwy gorączką oraz nabrzmiałościami i wrzodami, które pojawiały się szczególnie na zewnętrznych częściach ciała, najczęściej pod pachami i na częściach rodnych, a powodowały śmierć chorych w ciągu pięciu dni. Jedna i druga postać była tak zaraźliwa, że zakażenie następowało nie tylko przez zetknięcie się i oddech, ale przez samo patrzenie. Rodzice ze strachu uchylali się od opieki nad dziećmi, dzieci [porzucały] rodziców. Jedni drugich przeklinali, wydawało się że miłość umarła, a nadzieja została pogrzebana. Plaga, rozciągając się od wschodu do zachodu dotknęła niemal cały świat swoją zarazą do tego stopnia, że podobno została zaledwie czwarta część ludzi na świecie.” Można zarzucić tu zasadnie Długoszowi wyolbrzymienie, ale w roku 1351 wysłannicy papiescy ocenili liczbę ofiar moru na prawie 24 miliony, co dawało niemal jedną trzecią ludności ówczesnej Europy. Była to pierwsza wielka epidemia, kolejne powracały w 2 połowie XIV stulecia, obejmując także ziemie śląskie.

W tym strasznym okresie nie pomagały pisma rezydującego w Awinionie papieża Klemensa VI, który w dwóch bullach z roku 1348 (co do tekstu Quamvis perfidiam – por. np. http://www.cn-telma.fr/relmin/extrait87469/) potępił skierowaną wobec żydów przemoc oraz, powołując się na prawodawstwo swoich licznych poprzedników, obejmował ich ochroną nakazując duchowieństwu zagrożenie ekskomunikami chrześcijanom dopuszczającym się gwałtów na żydach bądź ich mieniu, które mają być zdejmowane dopiero po okazaniu poprawy i daniu godnego zadośćuczynienia. Jak pisał Klemens doszły go pogłoski że pewni chrześcijanie, zwiedzeni przez diabła, obwiniają o zarazę, która stanowi dopust Boży za grzechy ludu, trucicielską działalność żydów oraz o bezbożnej zuchwałości tych, którzy żydów zabijają. Klemens, który  z opanowanego przez dżumę Awinionu przeniósł się do zamku w Valence (a wcześniej kazał rozpalać w swojej komnacie ogniska mające oczyszczać powietrze) podnosił, obok argumentów religijnych związanych z tolerancją wobec żydów, także argumenty rozumowe m.in. okoliczność iż w krajach gdzie brak jest ludności żydowskiej także mór wystąpił. W roku 1349 papież potępił też biczowników jako pozorujących pobożność chrześcijańską a plamiących się bezbożnymi czynami wobec żydów. Jego wezwania trafiały jednak w próżnię: w Niemczech, tam gdzie społeczności żydowskie były mniej liczne dochodziło do rzezi, a gdzie liczniejsze – jak w Moguncji – były one poprzedzone prawdziwymi bitwami ulicznymi.

Warto zaznaczyć przy tym że w nieludzkich czasach zarazy mór zabierał w pierwszej kolejności najbardziej wartościowych duchownych to jest tych, którzy niosąc sakramenty i pomoc chorym, dawali świadectwo życiem tego co głosili w słowach. R. Gottfried w książce Czarna Śmierć przytacza wstrząsający zapisek irlandzkiego zakonnika franciszkanina Jana z Kilkenny, który w roku 1349 zapisał “jakby pomiędzy umarłymi, czekając aż śmierć nadejdzie, spisuję wiernie to co usłyszałem i sprawdziłem. I aby pismo to nie przepadło wraz ze skrybą a dzieło z twórcą, dodaję pergamin aby je kontynuować, gdyby ktoś przypadkiem pozostał na przyszłości i jakieś dziecko Adama umknęło przed tą zarazą i mogło kontynuować dzieło tak rozpoczęte”, pod czym widnieje poczyniony inną ręką dopisek: “tu, jak się wydaje, autor umarł”. Kryzys spowodowany czarną śmiercią ale i uzależnieniem rezydujących w Awinionie papieży od królestwa francuskiego, dodatkowo w trakcie trwającej wojny stuletniej (jak wskazuje L. von Pastor w Historii papieży, tom I Rzym popadł tymczasem w ruinę a w murach bazylik laterańskiej i św. Piotra pasło się bydło), doprowadził w rezultacie pod koniec XIV wieku do tzw. wielkiej schizmy zachodniej.

Ofiarami przemocy i agresji związanej z zarazą padali zresztą nie tylko żydzi, jak pisze Gwido de Chauliac (lekarz, który w trakcie epidemii roku 1348 doradzał papieżowi Klemensowi) w traktacie Chirurgia magna, z roku 1363, w niektórych ziemiach kierowano ją wobec uciekinierów z krajów dotkniętych zarazą, innych – wobec ubogich i kalek. W Niemczech grożono śmiercią dominikańskiemu kaznodziei Henrykowi Suzonowi, beatyfikowanemu przez Kościół, w XIX wieku. Ekstremalne bractwa ascetyczne biczowników i szaleni tancerze dopełniały ponurego obrazu tego straszliwego momentu dziejów. Dramat mieszał się z groteską, bezradność przechodziła w drwinę. Życie człowieka a i sama śmierć zdawały się tracić na wartości. Pojawiał się iście wisielczy humor – ot wystarczy sięgnąć do powstałej przypuszczalnie na początku kolejnego stulecia Rozmowy mistrza Polikarpa stanowiącej wariację na temat wcześniejszej łacińskiej rozprawy, którą następnie uzupełniano i przerabiano, o czym świadczy odnalezione w ubiegłym roku XVI-wieczne drukowane wydanie (por. np. https://dzieje.pl/dziedzictwo-kulturowe/prof-wydra-o-odnalezionej-rozmowie-mistrza-polikarpa-ze-smiercia-bialy-kruk), gdzie śmierć perorowała: “Wszytki sobie za nic ważę, / Z każdego duszę wydłażę: / Stoić za mało papież / I naliszszy żebrak takież, / Kardynali i biskupi – / Zadam jim wielikie łupy, / Pogniatam ci kanoniki, / Proboszcze, sufragany, / Ani mam o to przygany.” Wątek braku poszanowania dla śmierci i zmarłych, a właściwie jego napiętnowanie, pojawia się także, jak zauważa w się w literaturze, w XIV-wiecznych kazaniach. Jednocześnie zatrucie powietrza czy wody jako przyczynę zarazy rozpatrywano także w rozważaniach naukowych – we wzmiankowanym wyżej tekście Dżuma w Europie Zachodniej w XIV w. powoływane są wywody współczesnego medyka Alfonsa z Kordowy na ten temat. Jak pisze jednak R. Gottfried w cytowanej już Czarnej Śmierci (p. 73) Uniwersytet Paryski zdecydowanie wystąpił przeciw twierdzeniom o winie żydów, racjonalnie argumentując m.in. że i oni stawali się ofiarami dżumy.

Jak wskazano fala wystąpień antyżydowskich, związanych z epidemią Czarnej Śmierci, przetoczywszy się przez kraje niemieckie, dotarła i na Śląsk. W Górze oskarżono jednego z żydów o otrucie chrześcijanina, w Nysie podpalono żydowskie domy, zabijając jednego z żydów. Gwałtowne wystąpienia antyżydowskie miały też miejsce we Wrocławiu. Jak wskazuje N. Davies w Mikrokosmosie bezpośrednią przyczyną mógł tu być pożar jaki wybuchł 28 maja tegoż roku. W odpowiedzi król Czech Karol IV Luksemburczyk nakazał ukaranie winnych i zapewnienie bezpieczeństwa ludności żydowskiej. Prawo do korzystania z kirkutu za Bramą Oławską zostało potem żydom przywrócone ale w formie dzierżawy (por. Cmentarze innowierców w: Wratislavia Antiqua, tom 15). Jak zauważa R. Gottfried w Czarnej Śmierci opisane wyżej rzezie na żydach sprawiły że migrowali oni z krajów niemieckich na wschód, w tym do Polski, do której droga wiodła przez Śląsk.

Kolejna fala wystąpień antyżydowskich ogarnęła Śląsk w roku 1360 roku. Był to czas kolejnej fali moru w Polsce, Czechach i na Węgrzech, która, jak relacjonuje Długosz: “srożyła się tak bardzo w miastach, miasteczkach, wsiach i osiedlach Królestwa Polskiego, że w okresie sześciu miesięcy, w ciągu których nie ustawało jej zaraźliwe działanie, pochłonęła większą część ludzi wszystkich stanów, mężczyzn i kobiet (…) Po wsiach i osiedlach poczyniła tak straszne spustoszenie, że wszystko zamieniła w pustkowie. Brakowało nawet ludzi, którzy by oddali przysługę pogrzebania ginącym i umierającym”. W Czechach Karol Luksemburski był zmuszony we wrześniu 1361 opuścić Pragę, do której powrócił dopiero na wiosnę kolejnego roku. Na Śląsku, do tumultów antyżydowskich dochodziło m.in. we Wrocławiu, Lwówku, Nysie i Brzegu. Długosz notuje wydarzenia we Wrocławiu pod datą 25 lipca 1361 i wiąże je z pożarem miasta, przy czym ze śląskiej kroniki kanonika Rosicza wynika że żydzi byli zabijani we Wrocławiu w dzień świętego Jakuba roku 1361 (por. F. Wachter: Scriptores rerum Silesiacarum, vol. 12 , s.  40).

Oddajmy jednak głos Długoszowi (Roczniki…): “Kiedy dwudziestego piątego lipca wybuchł przypadkowy pożar w mieście Wrocławiu, a leniwi mieszczanie nie zdusili go w zarodku, ogień wzrósł w silny i nie dający się ugasić żadnym ludzkim sposobem pożar. Niszcząc i trawiąc niemal wszystkie mieszkania w mieście, zamienił całe miasto Wrocław w popiół i perzynę. Gniew o tak wielką stratę, jaką za dopuszczeniem Bożym wyrządził pożar, zwracają wrocławianie przeciw żydom (których znaczna liczba była wtedy u nich) i w straszliwy sposób ich mordują, nie oszczędzając żadnego wieku, płci i stanu, jakby oni byli sprawcami pożaru. Rozgrabiwszy ich mienie, usuwają ich z Wrocławia.” Dokładna chronologia wydarzeń nie jest zatem jasna i jednoznaczna, wiadomo że wielkie pożary wówczas we Wrocławiu miały miejsce, gdyż w sierpniu 1363 roku rada miejska uchwaliła nakaz budowy domów murowanych aby zapobiec im w przyszłości. Rosicz notuje też wielką zarazę w na Śląsku w roku 1371, co potwierdza Rocznik wrocławski większy (por. MPH III, s. 690), wskazując że mór najpierw pojawił się w górach (Sudetach), a potem rozszerzył na Śląsk. Przyszedł wówczas z Czech, gdzie kronika Benesza określa go jako maxima pestilentia trwająca cały rok.

Po wygnaniu żydzi nieodmiennie wracali. Zdaniem N. Daviesa (Mikrokosmos) “bezsensowne okrucieństwo mieszkańców i upór Żydów, ciągle powracających z wygnania, to coś trudnego do pojęcia dla współczesnej mentalności.” Po powrocie znów zaczynał się ten sam cykl spirali zadłużenia. I tak, XIX-wieczny nauczyciel ze Strzegomia Juliusz Filla, który opisał dzieje tego miasta, twierdzi, cytując fragment dawnych dokumentów miejskich, że w roku 1410 doszło w mieście do Judenverfolgung, które kosztowało życie aż 73 ofiar, za co król Czech nałożył na miasto grzywnę w wysokości 400 marek (por. J. Filla: Chronik der Stadt Striegau, Strzegom 1889, s. 81) a już kilka lat później żydzi strzegomscy są wymieniani jako wierzyciele rajców wrocławskich. Z kolei Jan Długosz odnotował w swoich Rocznikach antyżydowskie wystąpienia w roku 1407, w Nysie.

Cytowany wyżej, I. Schiper tak opisaną sytuację diagnozował z punktu widzenia żydowskiego: “wypierany z handlu Żyd przygotował i rozwijał wyższą formację gospodarczą, bo kredytową. (…) Lichwiarz żydowski – pracujący nad rozwojem gospodarki kredytowej, przygotowujący epokę kapitalizmu poprzez akumulację majątków i puszczanie ich w obieg, rozsadzający tym samym podstawy ociężałej gospodarki feudalnej – przedstawia w społeczeństwie średniowiecznym ferment postępu, należy do owych ‘homines novi’, którzy snują doskonalszą i bardziej skomplikowaną przyszłość. Dalecy jesteśmy od zapatrywania, jakoby różnice wyznania i pochodzenia nie odgrywały ważnej roli przy pogromach Żydów, sądzimy jednak, że o wiele większe znaczenie miały tu motywy ekonomiczne. (…) Była to – sit venia verbo – walka proletariatu z kapitałem.” (op. cit.) Wedle tej diagnozy, wyjąwszy momenty zaognień konfliktów związanych z opisanymi wyżej epidemiami – toczona była zatem wojna, która miała charakter ekonomiczny, walki klas czy też ciemnogrodu z postępem. W tym ujęciu uznanie lichwy za normę stanowi nieuchronny element owego postępu, zaś wydawane przez papieży czy władców dokumenty biorące żydów w obronę i zakazujące ich prześladowań były dowodem istnienia finansowej konieczności albo światopoglądowej naiwności.

W każdym razie, mimo opisanych tumultów, na początku XV wieku społeczność żydowska na Śląsku nadal prosperowała, nadal udzielając, na bardziej preferencyjnych warunkach, pożyczek książętom i, na mniej promocyjnych, reszcie klienteli. Utrzymywała też intensywne stosunki ze społecznościami żydowskimi w innych miastach i krajach. I. Schiper pisze o ożywionych kontaktach żydów wrocławskich z żydami na Rusi i w Krakowie, a także o zjawisku zadłużania się rajców wrocławskich u żydów mieszkających na terenie Królestwa Polskiego. Z kolei pod rokiem 1406 Długosz opisuje skazanie w Krakowie na spalenie Żyda Fetera, który fałszował pieniądz przy użyciu sprowadzanych ze Śląska monet. Oczywiście źródła konfliktów między ludnością chrześcijańską a żydowską nie ustały. Jednym z oskarżeń kierowanych wobec żydów w różnych krajach Europy w średniowieczu było zmuszanie chrześcijan, zwykle niewolnych lub służby tzw. szabesgojów, do poddawania się obrzezaniu. Kwestia ta miała swój odprysk i na Śląsku – w roku 1434 żyd Cussiel z Wrocławia stanął przed sądem pod zarzutem usiłowania obrzezania chrześcijańskiego dziecka (za M. Cetwiński: Śląski tygiel).

Kwestia lichwy dalej stale utrzymywała się w stosunkach chrześcijańsko-żydowskich. I tak, np. w roku 1420, tuż po zakończeniu wielkiej schizmy zachodniej w Kościele, odbył się synod archidiecezji gnieźnieńskiej w Kaliszu, potwierdzając statuty synodu wrocławskiego. Wśród jego uchwał ponownie znalazły się m.in. te dotyczące lichwy: “gdyby pod jakimkolwiek pretekstem żydzi od chrześcijan wielką, lub nieumiarkowaną wycisnęli lichwę, odtrąci się im od kapitały tak, aby chrześcijanom zupełnie wynagrodzić, oprócz tego też chrześcijan karami kościelnymi się zmusi do zaniechania wszelkich z żydami stosunków handlowych. Panom zaś rozkazujemy aby z tego powodu nie prześladowali chrześcijan, ale owszem starali się przed uciskiem żydów ich bronić.”  (przeł. L. Gumplowicz w: Prawodawstwo polskie względem żydów).

Jednocześnie, przedstawiciele Uniwersytetu Jagiellońskiego podtrzymywali tradycyjną doktrynę wobec kwestii żydowskiej, o czym świadczy traktat Pawła Włodkowica Saevientibus przedstawiony na soborze w Konstancji (1415). W traktacie tym, pomijając pobrzmiewający na fali zniechęcenia wielką schizmą zachodnią, koncyliaryzm, podtrzymana zostaje wypracowana po upadku cesarstwa rzymskiego na zachodzie zasada sicut Judaeis non. Włodkowic prowadził rozważania czy książęta chrześcijańscy mogą bez grzechu wypędzać ze swych posiadłości żydów i Saracenów oraz zabierać im mienie a także czy papież może to panom świeckim nakazać. Jak wywodził w owej rozprawie (przekł. za: L. Ehrlich: Pisma wybrane Pawła Włodkowica. Tom 1, wyd. 1968): “Skoro niewierni chcą żyć spokojnie wśród chrześcijan, nie należy wyrządzać im żadnej przykrości na osobach ani mieniu (…) Grzeszy więc władca, jeżeli bez powodu ich pozbawia; nawet i papież nie powinien zabierać im mienia, lecz przeciwnie, dopóki może, winien ich tolerować. A racja tego, co powiedziano, jest, abyśmy przez obcowanie z nimi mogli przyczynić korzyści z nich dla Pana. A szczególnie należy tolerować żydów, ponieważ przez ich księgi udowadniamy prawdę i wiarę naszą (…) I to jest prawdą, gdy nie grozi chrześcijanom niebezpieczeństwo lub zgorszenie. Z tych ostatnich bowiem przyczyn mogą być wypędzeni i pozbawieni mienia, albowiem skoro są tolerowani przez Kościół z pobożności i łaski (…), jeśli nadużywają jej, zasługują na utratę przywileju jako niewdzięczni, jak tam wedle przykładu sługi i jej syna; ponieważ bowiem była niewdzięczna i dokuczliwa wobec swej pani, przez którą jest wyobrażony Kościół, powiedziano przeciw niej: „Wyrzuć sługę i syna jej” (…) I dlatego mówi Archidiakon, że monarcha, który jest ich panem, może ich sprzedać (c. 3 Qui sincera, di. 45), a także zabrać mienie (c. 15 Fraternitatem, di. 54, Archidiakon), o wiele bardziej wypędzić ich (wniosek z G 4, 55, 1 i 2). A tak jest, jak powiedziałem, jeśliby nie żyli spokojnie lub groziło zgorszenie, inaczej nie powinien papież tego polecać ani zalecać monarchom.”

Włodkowic rozważał też zagadnienie czy papież może karać żydów, przywołując następujący wniosek: “papież może sądzić żydów, jeżeli będą postępowali wbrew prawu co do moralności, a tak samo jeżeli wbrew swemu prawu wymyślają herezję, a kierując się tą racją papieże Grzegorz i Innocenty nakazali spalenie takich ksiąg, w których były zawarte liczne herezje [chodzi o opisywaną w poprzedniej części sprawę z Talmudem za Grzegorza IX i Innocentego IV – przyp. wł.] i kazali ukarać tych, którzy by za takimi herezjami szli albo ich nauczali”.

Przechodząc z tego uniwersyteckiego gruntu na bardziej praktyczny, przyziemny, jak się wydaje sentymenty przeciętnego mieszkańca Europy w XV wieku wobec żydów oddał cytowany przez T. W. Walsha w książce Izabela Hiszpańska kronikarz hiszpański Bernaldez: “w większości byli to lichwiarze stosujący wiele podstępów i oszustw, albowiem wszyscy oni utrzymują się z lekkich zajęć i urzędów a przy kupnie i sprzedaży nie mają skrupułów wobec chrześcijan. Nigdy nie paraliby się uprawą ziemi, czy górnictwem, czy też hodowlą bydła, ani kształcili swych dzieci w innym kierunku niż sprawowanie urzędów publicznych oraz siedzenie by zarobić wystarczająco na chleb niewielką pracą. Wielu z nich w tychże królestwach, w krótkim czasie zgromadziło wielkie fortuny i posiadłości, albowiem nie kierowali się sumieniem, osiągając zyski i prowadząc lichwę, twierdząc że po prostu uzyskali korzyść kosztem swych wrogów, zgodnie z nakazem Pana podczas wyjścia ludu Izraela aby złupili Egipcjan.”

Warto podkreślić iż kwestia pieniądza oraz lichwy stała się w podnoszącej się po epidemii czarnej śmierci i innych klęskach Europie, istotnym tematem dyskursu. W 1 połowie XIV wieku, w Italii, powstał ruch odnowy zakonu franciszkanów Bernardyna ze Sieny, który doprowadził do powstania wspólnoty znanej w Polsce jako bernardyni. Głoszone kazania stanowiły wezwanie do pokuty, porzucenia zbytków i naprawy życia. Jednym z ich wątków były  oczywiście wystąpienia przeciw lichwie oraz wiążące się z tym wezwania do ograniczeń pożyczek branych od żydów. Jak wskazuje G. Todeschini w: Franciscan Economics and Jews in the Middle Ages: From a Theological to an Economic Lexicon: “rozwój debaty chrześcijańskiej w kwestii kredytów w XIV wieku i wielki udział w niej franciszkanów, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię długu publicznego (…) jasno dowodzi że problem lichwy w XIV i XV stuleciu nie jest teoretyczną kwestią moralną, lecz szczegółowym problemem dotyczącym ekonomicznego stanowiska niechrześcijańskiego w kontekście rynku chrześcijańskiego. (…) Jeden z najważniejszych argumentów obserwantów przeciw żydowskiej działalności pożyczkowej za oprocentowaniem w okresie między rokiem 1420 a 1460, niebezpieczeństwo wynikające dla systemu ekonomicznego miast z żydowskiego handlu przedmiotami zastawu, jest wyraźnie oparty na rozwinięciu tradycyjnej franciszkańskiej koncepcji chrześcijańskiej ekonomii rynkowej jako moralnie dozwolonej jeśli stanowi relacje partnerskie między wiernymi, między braćmi połączonymi wspólną wolą zwiększenia znaczenia i bogactwa wspólnoty chrześcijańskiej. Z tej perspektywy żydowskie pozyskiwanie i handel dobrami w drodze nabywania nie odzyskanych zastawów jest postrzegane przez ekonomię franiszkańską jako przedłużenie techniki lichwiarskiej, to jest narzędzie niewierzących z zewnątrz [wspólnoty] mające na celu osłabienie wewnętrznej jedności religijnej i ekonomicznej chrześcijańskiego miasta.”

Aspekt ekonomiczny łączył się zatem z aspektem teologicznym, zwłaszcza wobec uznawania pieniądza za środek a nie cel sam w sobie. Jednocześnie skalę mikro- (pokrzywdzenie danego dłużnika) łączono ze skutkami w skali makro-: bogacenie się miało służyć dobru wspólnemu a zatem bogacenie się społeczności żydowskiej kosztem chrześcijan godziło w owo dobro wspólne. Bernardyn ze Sieny ze współbraćmi nie poprzestawali zresztą na nauczaniu przeciw lichwie, lecz postulowali środki praktyczne. W Italii zaczęły powstawać pod ich wpływem w XV w. lokalne chrześcijańskie kasy samopomocowe udzielające charytatywnych pożyczek tzw. Monti di Pieta (góry pobożności), zakładane przez zamożnych chrześcijan. W 2 połowie XV wieku i 1 połowie XVI stulecia w środkowych i północnych Włoszech powstało ponad 200 tego typu instytucji, z których część funkcjonowała przez szereg stuleci.

Między innymi, wskutek kazań Bernardyna ze Sieny, w roku 1442 papież Eugeniusz IV wydał bullę Super gregem Dominicum zawierającą m.in. regulacje przeciw “lichwiarskiej nieprawości”, ale i judaizowaniu. Bulla była skierowana do Królestwa Kastylii, lecz w roku 1447 papież Mikołaj V, po kolejnej już, choć krótkiej schizmie w Kościele, potwierdził tę regulację, rozszerzając ją także na Italię. Jednocześnie papież zabronił inkwizycji działań przeciw żydom – nie dotyczyło to tych ochrzczonych, zwanych w Hiszpanii conversos albo marranos, którzy w ukryciu zachowywali obrządki żydowskie. Jak pisze historyk T. W. Walsh w książce Izabela Hiszpańska w roku 1450 w Hiszpanii zaledwie około 200 tysięcy żydów otwarcie wyznawało swą wiarę w synagogach, natomiast istniała wielokrotnie większa grupa tzw. “Nowych Chrześcijan”, która z powodów koniunkturalnych przyjęła chrzest jedynie na pozór. Działania inkwizycji były skierowane właśnie przeciw niej. W toku słabych rządów królewskich Henryka Bezsilnego dochodziło do regularnych, krwawych wojen ulicznych między marranos a “starymi chrześcijanami” jak np. w lipcu roku 1467, w Toledo, kiedy to najpierw conversos uderzyli na miejscową katedrę a następnie, po przybyciu posiłków, “starzy chrześcijanie” przypuścili kontratak i spalili dzielnicę marranos.

Uczniem Bernardyna ze Sieny był Jan Kapistran, autor traktatu przeciw zbytkom, oszustwom i lichwie De cupiditate. Jak podaje jego biograf Krzysztof z Varese – w roku 1450 Kapistran odbył w Rzymie debatę z rabinem Gamalielem z synagogi, przekonując go i część współbraci do chrześcijaństwa. W roku 1451 na zaproszenie cesarza Fryderyka III oraz jego wysłannika – Eneasza Sylwiusza Piccolominiego, późniejszego Piusa II, Kapistran wyruszył jako legat Mikołaja V w podróż do krajów niemieckich i  Czech, będących świeżo po wydarzeniach wojen husyckich. Jak pisał Piccolomini w swych Dziejach Fryderyka III witano go jako “kaznodzieję prawdy, jak jakiegoś wielkiego proroka posłanego przez Boga”. Z kolei w Czechach, w których z niechęcią przyjął go sprzyjający husytyzmowi Jerzy z Podiebradów Kapistran niewiele zdziałał. Za to, jak pisał w liście do Wiednia, na Morawach “ponad 4 tysiące baronów, szlachty i duchowieństwa złożyło na moje ręce odrzucenie herezji husyckiej, nie licząc wielu innych osób poddanych wymienionym baronom.”

W połowie lutego roku 1453, na początek Wielkiego Postu, Kapistran przybył do Wrocławia, gdzie, przed wyruszeniem w dalszą podróż do Krakowa na zaproszenie króla Kazimierza Jagiellończyka, głosił nauki i zabiegał o utworzenie klasztoru zgromadzenia. Rok 1453, na początku którego Kapistran znalazł się we Wrocławiu, uważany jest za koniec średniowiecznej Europy, trwającej od dłuższego czasu w kryzysie, na który złożyło się szereg czynników – w tym m.in. wielkie epidemie dżumy wyludniające kontynent, wielka schizma zachodnia i związane z nią konflikty w Kościele, wielkie konflikty dynastyczne, wreszcie wielka ekspansja turecka, powstrzymana na krótko przez… Tamerlana.

Powoływany wyżej Walsh tak opisuje sytuację w Europie w tymże roku: “Zachód przypominał jakiś stary statek pożerany przez wewnętrzne ognie i gotów by zatonąć pod falami zwycięskiego mahometanizmu. (…) Turcy nieśli wciąż ogień i bułat przez wschodnią Europę, wyrzynając mężczyzn, kobiety i dzieci. Dotarli do Dunaju, zalali Azję Mniejszą, zajęli dolne Węgry, pochłonęli większą część Bałkanów. W (…) roku 1453, utorowali sobie drogę do Konstantynopola i uczynili się władcami Grecji. Kolejni papieże wzywali władców europejskich aby porzucili swe spory i zazdrości oraz zjednoczyli się aby ocalić świat chrześcijański przed potopem. Jednak chrześcijańscy książęta byli zbyt zajęci walką między sobą – od jednego krańca Europy po drugi. Francja i Anglia – pod koniec Wojny Stuletniej (…) były wyczerpane. Mimo to Ludwik XI  gotował się do skruszenia feudalizmu we Francji, zaś Anglia znajdowała się w przededniu Wojny Dwóch Róż , która zajęła ją na całe pokolenie. Polska rozpaczliwie broniła się przed niemieckimi zakusami na zachodzie oraz poganami na Litwie na wschodzie. Niedobitki na Węgrzech, w Albanii i na Bałkanach zbierały się aby stawić niemal beznadziejny opór mahometanom. Włochy uległy podziałowi na rywalizujące państewka, z których główne role odgrywały Rzym, Neapol, Mediolan, Florencja, Genua i Wenecja – wszystkie zaangażowane w dynastyczne i handlowe konflikty oraz zepsute nadmiarem bogactwa i pogaństwa, które powróciło pod pozorem renesansu. (…) Cesarz Fryderyk III , pan całej środkowej Europy, był nazbyt zajęty sadzeniem ogrodu i łowieniem ptaków. Król Danii  ukradł pieniądze przeznaczone na krucjatę z zakrystii katedry w Roskilde. A wszystko to w czasie, gdy Mahomet II , Wielki Turek, wyrąbywał sobie drogę na wschodnie wybrzeże Adriatyku, w przekonaniu, że wypełni pogróżkę swego poprzednika Bajazyda, zwanego Błyskawicą, iż napoi swe konie przy ołtarzu bazyliki świętego Piotra w Rzymie.” Warto zaznaczyć że nie była to pogróżka przesadzona – w sierpniu 1480 armia Mehmeda zdobyła przyczółek w Italii, urządzając rzeź Otranto, zaś jedynie męstwo joannitów, którzy obronili wówczas Rodos na zapleczu operacyjnym Turków oraz śmierć sułtana w kolejnym roku zastopowały na jakiś czas pochód islamski.

Tu dochodzi jeszcze jeden czynnik, którego nie wolno lekceważyć. Jak przyznają sami autorzy żydowscy (por. np. R. Israeli: The Intractable Dispute: Why Arabs and Muslims Are at Loggerheads with Jews, p. 146 i nast.) do XVII wieku “Żydzi (…) cieszyli się pewnym poziomem dobrobytu oraz, w porównaniu z innymi poddanymi osmańskimi, odgrywali ważną rolę w ekonomii, handlu jak również dyplomacji i innych wysokich urzędach (…) Po zdobyciu Konstantynopola przez sułtana Mehmeda II (1453) (…) w ciągu kilku miesięcy większość romańskich Żydów Imperium z Bałkanów i Anatolii została skupiona w Konstantynopolu, gdzie stanowili 10 % ludności miasta (…) Do Żydów, którzy doszli do wysokich stanowisk na dworze osmańskim i w administracji we wczesnym okresie należał minister finansów Mehmeda II (Defterdar) Hekim Yakup Pasza.” Zjawisko powyższe zyskało na sile, gdy po banicji żydów z Hiszpanii przez Ferdynanda Aragońskiego i Izabelę Kastylijską pod koniec XV wieku głównym ich ośrodkiem stało się właśnie Imperium Osmańskie z apogeum żydowskich wpływów w 2-giej połowie XVI stulecia. Jak pisał I. Schiper w cytowanej wyżej pracy “od roku 1453 prawie wyłącznymi pośrednikami handlowymi między Polską a Turcją europejską byli długie dziesiątki lat Żydzi. Upadek Konstantynopola nie okazał się dla handlu wschodniego zbytnią przeszkodą. Stosunki z Polską nie ustały, utwierdzali je Żydzi, którzy w krajach islamu zawsze mieli na oścież otwarte podwoje gościnności.” Z kolei, jak wskazuje w pracy Dzieje handlu żydowskiego na ziemiach polskich (s. 20) handel z Turcją w 2 połowie XV wieku zmonopolizowali trzej żydzi z Konstantynopola, działający w Polsce poprzez pełnomocników. Wobec powyższego zaczęły się pojawiać oskarżenia o szpiegostwo żydów na rzecz Turków, jak np. we Lwowie, w wypadku Mojżesza, o którego zwolnienie wystąpił sułtan Bajazyd II.

Ponieważ już tutaj pisano o pobycie Kapistrana na Śląsku, w czasie gdy padał Konstantynopol (29 maja 1453 roku, przy czym, jak pisze Długosz w Rocznikach, bolejąc że “z dwu oczu chrześcijaństwa wyrwano jedno” wieść o tym wydarzeniu do Krakowa dotarła na początku lipca), i w Polsce (a także o epilogu jego działalności podczas antytureckiej krucjaty w obronie Belgradu) (http://sudety.edu.pl/2014/03/18/ksiega-sudeckich-demonow-142/) poniżej jedynie zostanie podsumowany wątek wrocławski wydarzeń. Kapistran głosił we Wrocławiu kazania wymierzone tak w zbytek i zepsucie wśród chrześcijan, jak i wzywające do obrony przed zagrożeniem tureckim oraz utrzymującym się w Czechach husytyzmem. W zachowanych kazaniach brak wątków wymierzonych w żydów, poza apelem do chrześcijan by nie odpoczywać w szabas. Z kolei, kalendarium korespondencji Kapistrana z tego okresu (por. Franciscan Studies 1990, no 50) wskazuje że przewijały się w niej różne sprawy – zaproszenie na dwór węgierski i do Krakowa, konflikt z franciszkanami konwentualnymi, zakładanie klasztorów w Czechach, Austrii oraz na Śląsku Węgrzech i Morawach, ale nie kwestia żydowska. Aż do listu z Nysy, z 14 czerwca 1453 r., w którym Kapistran jako osoba ciesząca się autorytetem został poproszony przez biskupa wrocławskiego Piotra Nowaka o pomoc kapitule wrocławskiej w zbadaniu ujawnionej sprawy profanacji Najświętszego Sakramentu. Sprawa była na tyle poważna że z królewskiej Pragi przybyli specjalni wysłannicy by ją przebadać. We wcześniejszym liście z 2 czerwca biskup zalecał rajcom wrocławskim postępowanie z ostrożnością w sprawie.

Dokument „De persecutione Iudaeorum Wratislaviensium…” zamieszczony przez W. Kętrzyńskiego w tomie IV zbioru Monumenta Poloniae Historica (s. 1-5) zawiera zeznania żyda Jakuba, syna Salomona z 22 czerwca 1453 r. o pozyskaniu hostii od Meira, czy też Meyera – kościelnego od św. Macieja i profanacji ich w synagodze,  następnie przekazaniu części hostii żydom z innych śląskich miast. W toku procesu konwertytka z judaizmu, żona jednego z wrocławskich mieszczan wskazała, że 16 lat wcześniej, jako dziecko była świadkiem jak jej ojciec brał udział w zbliżonym rytuale profanacji w Lwówku Śląskim. Miała ona mieć miejsce w piwnicy budynku, a podczas niej doszło do zabójstwa starej żydówki i dziecka. Na podstawie zeznań trybunał wysłał delegację do domu opisywanego przez świadka, gdzie zarządzono ekshumację i znaleziono kości niewiasty i dziecka. Wiadomo że Kapistran był w składzie trybunału, który zajmował się profanacją, 9 lipca, już po wykonaniu pierwszych wyroków śmierci w dniu 4 lipca (według kronikarza kanonika Zygmunta Rosicza <zm. 1470> w Gesta diversa transactis temporibus facta in Silesia et alibi, por. F. Wachter: Scriptores rerum Silesiacarum, vol. 12  stracono wówczas 2 żydów). Brak wymienienia go w protokole z 22 czerwca. Z kolei list króla Władysława z 24 lipca 1453 roku powołuje się na rozprawę przeprowadzoną z udziałem Jana z Capistrano z żydami, którzy pogwałcili najświętsze uczucia chrześcijańskiej ludności, pastwiąc się nad Hostirą wykradzioną z kościoła (por. A. Semkowicz w: MPH, tom III, s. 785). Jak wynika z protokołu z 9 lipca, w którym wymieniony jest Kapistran, zeznawał wówczas żyd Sweman. Dokument zawierający treść jego zeznań zatytułowany De expulsione Iudaeorum a zamieszczony w tomie III MPH (s. 785 i nast.) zawiera wzmiankę że zeznanie zostało złożone dobrowolnie, bez użycia tortury. Opowiada jak Jakub, syn Salomona przekazywał hostie żydowi ze Świdnicy, a także jak doszło do profanacji w tamtejszej synagodze i domu rabina. Relacja kończy się notką, że część żydów skazano na śmierć a wyrok wykonano poprzez spalenie (igne consumati sunt), zaś pozostali zostali wygnani z miasta. Do aresztowań żydów i ich wygnania doszło również w innych miastach śląskich, których dotyczyły zeznania – w Świdnicy, Jaworze i Strzegomiu (Z. Rosicz podaje tu datę 17 czerwca). W sumie aresztowano 318 żydów, jeśli chodzi o liczbę straconych podaje się do 41 osób.

Jak wskazywał J. Hofer w swej biografii Kapistrana: piszący w 2-giej połowie XV wieku, kilkanaście lat później wrocławski historyk Peter Eschenloer, uważając stosowanie odpowiedzialności zbiorowej żydów w postaci wygnania ze śląskich miast za niechrześcijańską, nie poddawał w wątpliwość ustaleń trybunału co do winy. Warto zaznaczyć że wydarzeń wrocławskich nie opisuje Jan Długosz mimo iż przybył na Śląsk w polskiej delegacji po Kapistrana, na początku sierpnia i mimo iż z reguły dość obszernie relacjonował w swoich Rocznikach wydarzenia z udziałem żydów – wcześniejsze i późniejsze. Rocznik wrocławski dawny (MPH III, s. 686) opisuje lakonicznie aresztowanie i skazanie żydów na stos in die sanctorum Philippi et Iacobi [1 maja] capti sunt Iudaei ob blasphemias factas Deo in sacramento eucharistiae et igne iudicati sunt” (Rosicz podaje jako datę zatrzymania 2 maja – feria quarta post Cantate). H. Zaremska w pracy Żydzi w średniowiecznej Polsce – Gmina Krakowska (s. 284) cytuje też relację o wydarzeniach wrocławskich jako tzw. exemplum w XV-wiecznej homiletyce Piotra z Miłosławia: “Stało się Roku Pańskiego 1453. W krainach Śląska w miastach Świdnica, Wrocław i innych pewni Żydzi zakupili od duchownego siedem poświęconych hostii. Wziąwszy owe hostie, zwoławszy do swej synagogi licznych Żydów, dziewice, kobiety i wdowy, młodzieńców i starców, pokazali im te hostie. I zaczęli opluwać je, bić rękami i obracać, i naigrywali się z Chrystusa mówiąc: «Ty jesteś tym, który obalił nasze prawa i którego nasi ojcowie ukrzyżowali» (…) Po czym wziąwszy miecz ukrzyżowali nim owe hostie aż wytrysnęła krew i splamiła ubrania wielu, a także sukno, na którym leżały hostie.” 30 stycznia 1454 roku wydano dla Wrocławia królewski przywilej De non tolerandis Judaeis przewidujący zakaz osiedlania się żydów w mieście. Zakaz ten obowiązywał w kolejnych stuleciach – do roku 1744, zatem żydzi osiedlali się na przedmieściach.

Co do samych oskarżeń o świętokradztwo i profanację Hostii jakie pojawiły się w procesie wrocławskim, nie są one w tym okresie odosobnione. Kronika Długosza opisuje wypadki z roku 1389 z Pragi, gdzie po ślubie króla czeskiego Wacława Luksemburczyka, w okresie Paschy doszło do następującego zdarzenia: “kiedy bowiem kapłan z parafii św. Walentego niósł do chorych Najświętszy Sakrament, tłum Żydów bezwstydnie bluźniąc na Najświętszy Sakrament obrzucił nawet niosącego Wiatyk kapłana kamieniami. Kiedy wieść o tym bezprawiu rozeszła się wśród ludu, za dopuszczeniem sprawiedliwego wyroku Bożego natychmiast wszczęły się rozruchy, których następstwem była najpierw rzeź, a potem palenie Żydów w Pradze” (o czym pokrótce wspomina też Z. Rosicz – op. cit. s. 41). Pod rokiem 1399 odnotował Długosz wydarzenia poznańskie: “w piątek piętnastego sierpnia pewna kobieta w Poznaniu, przyjąwszy Najświętszy Sakrament Eucharystii w klasztorze braci dominikanów w Poznaniu, wyjęła z ust hostię, by sprzedać przebywającym w Poznaniu Żydom. Hostię znaleziono na łąkach miasta Poznania. W miejscu jej znalezienia zaczęły spotykać ludzi wielkie dobrodziejstwa.” W roku 1407 nastąpił opisywany przez Długosza tumult, spustoszenie i podpalenie dzielnicy żydowskiej w Krakowie po tym jak przekazano wiadomość że, podobnie jak w Pradze, obrzucono kamieniami kapłana niosącego wiatyk oraz że doszło do mordu na chrześcijańskim dziecku. Jak pisze Długosz: “wielu Żydów zabito lub uwięziono (…) Ogromne bogactwa w postaci kosztowności i ruchomości, znalezione w domach żydowskich uległy rozgrabieniu”. Przy okazji spłonął kościół św. Anny i kilka ulic miasta zamieszkanych przez chrześcijan.

Analogiczne oskarżenia pojawiały się, jak wiemy, w wielu innych miejscach Europy. Na trzy lata przed wydarzeniami wrocławskimi, podczas Wielkiego Tygodnia roku 1451, mieszkający na weneckiej Krecie, w Kandii Żydzi zostali oskarżeni o ukrzyżowanie baranków jako szyderstwo z męki Chrystusa. Sprawę opisał m.in. żydowski historyk Ariel Toaff w interesującej książce Pasque Di Sangue. W roku 1452 i ponownie w roku 1454 oskarżonych po głosowaniu ponad 300 osób zwolniono – pojawiły się przy okazji zarzuty wobec weneckiej Wielkiej Rady o łapownictwo. Toaff cytuje relację rabina Capsaliego opisującą sprawę od strony żydowskiej: “Niech będzie błogosławiony Ten, który nagrodził nas powodzeniem, udaremniając machinacje przeciwko nam. (…) Ocalenia doznała nie tylko żydowska wspólnota z Wenecji, gdyż Pan tak wyzwolił naszą wspólnotę Żydów z Kandii oraz inne wspólnoty pod władzą Serenissimy i pod rządami gojów od strasznego niebezpieczeństwa (…) Ten rodzaj prześladowania jest dziełem perfidnego Hamana, chcącego wyniszczyć kobiety i dzieci, starców i ludzi szlachetnych oraz zrabować nasze mienie w ciągu jednego dnia.” Jak relacjonuje dalej Toaff “Głównymi oskarżonymi okazali się medyk Abba di Mose del Medigo di Candia, który, wedle zeznań nawróconego Żyda ‘ukrzyżował baranka na szyderstwo z Jezusa Chrystusa, nocą, we własnej izbie, razem z innymi Żydami, w samo święto Wielkiego Piątku (roku 1451)’. Śledztwo prowadzone przez Gradenigo pokazuje że Żydzi z Kandii powtarzali ten bluźnierczy rytuał co roku w dniach poprzedzających chrześcijańską Wielkanoc. Podejmowane przez Abbę del Medigo i innych podsądnych próby przekupienia sędziów nie były bezskuteczne, co potwierdzają odpowiednie dokumenty. Jak widzieliśmy w sprawozdaniu Eliasza Capsali w marcu 1453 roku jeden z członków Większej Rady, szlachcic Girolamo Lambardo, został aresztowany i skazany za sprzedaż swojego głosu Żydom”.

Jak opisuje dalej A. Toaff owo nasilenie antychrześcijańskich aktów w okresie przed Wielkanocą nie było przypadkowe, nie tylko z uwagi na chrześcijański Wielki Post: “w kalendarzu hebrajskim Pesach, Pascha, przypada miesiąc po święcie Purim, które stanowi wspomnienie cudownego ocalenia ludu żydowskiego w Persji za rządów króla Achaszwerosza I (519-465) od groźby eksterminacji w związku ze spiskiem podstępnego ministra – Hamana. Księga Estery, która zajmuje się tymi zapalnymi kwestiami, sławiąc jako wybawicielkę biblijną heroinę obok Mordechaja – wuja i mentora Estery, kończy się powieszeniem Hamana i jego dziesięciu synów, jak również dobroczynną masakrą wrogów Izraela. Leon z Modeny w swoich Rytuałach opisuje Purim właśnie w ten sposób, uwypuklając niemal karnawałową atmosferę święta oraz serdeczną obfitość, w której wstrzemięźliwość i zahamowania ulegały niebezpiecznemu osłabieniu. (…) Z wielu powodów, wśród nich nierzadkiego umiejscowienia w czasie Wielkiego Tygodnia Purim, zwane także “świętem losu” nabrało z czasem otwarcie antychrześcijańskich konotacji, zaś powiązane obrzędy stały się jednoznacznie wskazujące na powyższe znaczenie, zarówno co do formy, jak i treści, czasami w sposób otwarty i zuchwały. Haman, zrównany z innym biblijnym głównym wrogiem Żydów – Amalekiem (Pwt 25, 17-19), którego pamięć miała zostać wymazana z powierzchni ziemi, został zastąpiony z czasem Jezusem, fałszywym Mesjaszem, którego bezbożni zwolennicy zagrozili kiedyś wyniszczeniem Narodu Wybranego. Ponadto, Haman został zabity i powieszony, tak jak Jezus i nie brakowało materiałów do wykładni, która wspierałaby tę tezę.

W greckim tłumaczeniu Septuaginty, podobnie jak u Józefa Flawiusza (Ant. Jud. Xi, 267, 280), szubienica Hamana była interpretowana jako krzyż (…) Zrównanie Amaleka, Hamana i Chrystusa samo się narzucało. Haman, który w tekście biblijnym jest opisywany jako talui, “powieszony”, został połączony z tym, który we wszystkich antychrześcijańskich tekstach hebrajskich był określany przez anatomazję jako Talui to jest – ukrzyżowanym Chrystusem. Sensacyjny proces najbardziej prominentnych członków społeczności aszkenazyjskich północnej Italii, oskarżanych o niegodziwości przeciw chrześcijańskiej religii, miał miejsce wiosną roku 1488 w Mediolanie. W odpowiedzi na pytania inkwizytorów o określenie używane przez żydów w odniesieniu do Jezusa z Nazaretu, jeden z oskarżonych Salomone da Como odpowiedział bez wahania: “Między nami nazywamy go Ossoays (“ten człowiek”, z hebrajskiego oto’ ha-ish, zgodnie z niemiecką wymową) bądź Talui (“powieszony”, “ukrzyżowany”), podczas gdy, rozmawiając z chrześcijanami, zawsze mówimy o nim jako o “Chrystusie””. Nic dziwnego że tekst autora z IV wieku – Ewagriusza opisuje żyda Szymona, który w dyskusji z chrześcijaninem Teofilem, przyrównał “przeklętą i pogardzaną mękę Chrystusa” do “ukrzyżowania Hamana”. (…)

Nie brakuje świadectw odgrywania w ramach karnawału Purim rytuałów, których celem było znieważanie i szydzenie z wizerunku Hamana przywołanego na podobieństwo Chrystusa powieszonego na krzyżu. Najpierw cesarz Honoriusz (384-423) oraz idący w jego ślady Teodozjusz (401-450) zabronili Żydom z prowincji Cesarstwa palenia wizerunków Hamana, ukrzyżowanego na szyderstwo z religii chrześcijańskiej. Być może z wcześniejszymi zakazami związana jest relacja, przywołana przez późniejszego kronikarza Agapiusza (X w.), sięgająca lat 404-407 za panowania Teodozjusza II, wskazująca że pewni Żydzi z Aleksandrii, zmuszani do przyjęcia Chrztu, mieli podnieść bunt, rozpoczynając zdumiewający protest, i że, w ich oczach, ceremonia tego rodzaju miała fascynujący i oryginalny charakter. Mieli oni wziąć wizerunek ukrzyżowanego Chrystusa, ciskając obelgi pod adresem chrześcijan i szydząc z nich tymi słowami: ” To jest wasz Mesjasz?” (…) Na początku XIII wieku, Arnold, przeor klasztoru w Lubece, potępił ostrymi słowami niegodziwość Żydów “którzy krzyżują co roku figurę Zbawiciela, czyniąc z niego obiekt bezwstydnego pośmiewiska”. Nawet teksty hebrajskie nie szczędzą informacji na ten temat. Słownik talmudyczny Arukh, sporządzony przez rzymskiego rabina Natans b. Yehiela w 2-giej połowie XI wieku, zawiera relację, że Żydzi z Babilonu mieli w zwyczaju świętować Purim w szczególny sposób. “Istnieje obyczaj między Żydami z Babilonu i reszty świata aby chłopcy robili kukły w kształcie Hamana i wieszali je na dachach domów na cztery lub pięć dni (przed świętem). W dniach Purim przygotowują fallusa i rzucają go w owe wizerunki, stojąc i śpiewając pieśni”. (…)

Musimy jednakże zauważyć za Frazerem, że rytuał Purim nie zawsze kończył się bezkrwawym powieszeniem jedynie wizerunku Hamana. Czasami ów “wizerunek” był chrześcijaninem z krwi i kości, ukrzyżowanym naprawdę podczas dzikiej zabawy żydowskiego karnawału. Jednym ze źródeł, do którego możemy się w tej kwestii odwołać jest Sokrates Scholastyk, historyk Kościoła żyjący w V wieku, którego Historia Ecclestiastica (VII, 16) przywołuje sprawę jaka miała miejsce w roku 415, w Inmestar, koło syryjskiej Antiochii. Miejscowi Żydzi w swoim rozzuchwaleniu i niepohamowanej swawoli podczas obchodów Purim, po znacznym upiciu się, według wymogów rytuału, który wymagał aby wypili tyle wina, by nie mogli rozpoznać Hamana od Mordechaja: “poczęli w swoich przechwałkach szydzić z chrześcijan i samego Chrystusa, szydzili z krzyża i wszystkich, którzy pokładali w nim ufność, czyniąc następującą kpinę. Wzięli chrześcijańskie dziecko, przywiązali je do krzyża i powiesili. Najpierw uczynili zeń obiekt żartów i błazenad, potem, po chwili, stracili nad sobą kontrolę i znęcali się nad nim do takiego stopnia, że go zabili.” Relacja owa, która nie wspomina o cudach na miejscu spoczywania relikwii umęczonego dziecka, posiada wszelkie znamiona prawdziwości. Co więcej, jak widzieliśmy wyżej, istnieją osoby, którzy postrzegają niepohamowane świętowanie Purim, z towarzyszeniem antychrześcijańskich obelg i przemocy, jako źródło, z którego w wiekach średnich rozwinęła się wiara w żydowskie zabójstwa rytualne chrześcijańskich dzieci, jako integralny element obrzędu skupionego na święcie Pesach, uważanego za doskonałą kulminację Purim. Sprawa Inmestar nie jest odosobniona. Żydowskie źródło – pamiętniki rabina Efraima z Bonn przenoszą nas do Francji, do Brie-Compte Robert, do roku 1191 lub 1192. Służący księżnej Szampanii został uznany winnym zabójstwa Żyda i uwięziony za to przestępstwo. Inni Żydzi z wioski zdecydowali się uwolnić więźnia za zapłatą pieniędzy i następnie stracili go podczas festiwalu Purim poprzez powieszenie. (…)

21 marca roku 1456 Żyd z Lodi wszedł o zmierzchu z obnażonym mieczem do katedry San Lorenzo, kierując się bez wahania do głównego ołtarza, gdzie zaczął rąbać wizerunek Ukrzyżowanego Chrystusa z wyraźnym zamiarem posiekania go na kawałki. Jego los był przesądzony. (…) Tak sprawa została opisana przez dowódcę garnizonu w Lodi księciu Mediolanu: “w naszym drogim mieście Lodi, o godzinie 17, 21-szego dnia obecnego miesiąca, według licznych relacji, do katedry wszedł Żyd z mieczem w dłoni by pociąć na kawałki Chrystusowy krucyfiks, za którą to zniewagę całe społeczeństwo powstało przeciw niemu i pobiegli do domu Żyda (…), i zabili wymienionego wyżej Żyda, i rzucili go na ziemię.” Tak A. Toaff w swojej książce (za tł. angielskim).

Pomijając kwestię faktycznych profanacji i aktów wrogości religijnej, a także możliwych fałszywych świadectw, pozyskiwanie konsekrowanych Hostii mogło też mieć podłoże okultystyczne. W średniowieczu, wśród żydów aszkenazyjskich rozwijała się kabała. Znana była księga Sefer Raziel, która doczekała się nawet w XIII w. przekładu na łacinę na dworze króla Kastylii Alfonsa X. Autorstwo księgi przypisuje się aszkenazyjskiemu rabinowi Eleazarowi z Wormacji, żyjącemu na przełomie XII i XIII stulecia. Księga ta zawierała szereg zaklęć i formuł magicznych. J. Trachtenberg, opisując w książce Jewish Magic and Superstition, aszkenazyjskie teksty kabalistyczne, wskazuje że część formuł oraz określeń przejęto, zniekształcając określenia greckie i łacińskie. Jednym z frapujących przykładów tego typu określeń jest występujący w XV-wiecznym rękopisie z kręgu żydów aszkenazyjskich pierwowzór popularnej formuły Hokus pokus, która wedle części językoznawców, stanowi drwinę z formuły konsekracji z Kanonu rzymskiego Mszy: Hoc est corpus meus, być może za pośrednictwem szyderstwa w języku łacińskim (tj. zamiana corpus – ciało na porcus – świnia).

Interesujące też, iż jak, zauważa A. Toaff, w obszarze krajów niemieckojęzycznych w ramach praktyk medycznych czy magiczno-kabalistycznych społeczność żydowska wykształciła zwyczaje sprzeczne z zasadami Tory, np. jeśli chodzi o spożywanie krwi. Jak pisze (Pasque Di Sangue): “żydowski zwyczaj występujący na przestrzeni dziejów na obszarach języka niemieckiego, polegający na spożywaniu eliksirów i medykamentów opartych na krwi zwierzęcej, nie zważając na rytualny zakaz wynikający z Tory, najwyraźniej, bez wątpienia został zatwierdzony przez autorytatywne, ważne teksty żydowskie. Jak widzieliśmy, kompendia segullot w wielu sprawach rozwinęły legalność używania krwi ludzkiej, podawanej jako wysuszona lub rozpuszczona w innym płynie, rekomendowanej nie tylko do celów leczniczych, lecz w związku z zaklęciami i formułami różnych rodzajów” (za tł. angielskim).

Jak widać zatem sprawa stosunków chrześcijańsko-żydowskich była niezwykle złożona i w praktyce nierozwiązywalna, tak w relacji na poziomie religijnym, to jest wyznawca Chrystusa – nieprzyjaciel Chrystusa, cywilizacyjnym (tj. odrębnego charakteru obu społeczności, porządku ich funkcjonowania, pojęcia dobra wspólnego, etc.), jak i czysto ekonomicznym stosunku dłużnik – wierzyciel. Powyższe prowadziło do istnienia stałych napięć, przeradzających się w sytuacjach zapalnych w konflikty, kończące się nierzadko wyrzuceniem żydów, którzy następnie wracali. Warto zastanowić się nad przyczynami tego przedziwnego cyklu banicji i powrotów. Czy ze strony władców miały one jedynie charakter pragmatyczny tj. chodziło o dostęp do pieniądza z pożyczek, czy też opierały się, choć w części, na głoszonej w dokumentach papieskich, wynikającej z chrześcijańskiego miłosierdzia, tolerancji? Czy po samej stronie żydowskiej były również wyłącznie koniunkturalne tj. wynikały z chęci i możliwości łatwego zysku z lichwy mimo ryzyka tumultu wznieconego przez dłużników?

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *