Budniki

Są takie miejsca w Sudetach, po których pozostała już tylko historia. Należy do nich położone dawniej w dolinie potoku Malina, głęboko wcinającej się między Skalny Stół a Czoło w Kowarskim Grzbiecie oraz ich ramiona – Izbicę i Wołową Górę osiedle Forstlangwasser (od ówczesnej nazwy Maliny – Długa Woda) czyli miejsce znane dziś jako Budniki (ok. 850-900 m n.p.m.). Osiedle, o którym przypominają jedynie tablice ścieżki dydaktycznej, bo resztę pochłonął las. Osada powstała w burzliwym okresie wojny trzydziestoletniej (1618-1648) kiedy to Śląsk był pustoszony przez wojska obu stron a mieszkańcy chronili się w górskich dolinach. Wojny śląskie w XVIII wieku przyniosły z kolei oddzielenie Śląska od Czech granicą austriacko-pruską na pobliskim grzbiecie Karkonoszy, co owocowało m.in powsia: “taniem szlaku przemytniczego – tzw. Tabaczanej Ścieżki, która wiodła z południa przez dawne Budniki. W lipcu roku 1780 dotarł tu Adolf von Gersdorf, który tak opisał swoje wrażenia: “wyszliśmy z lasu i jeszcze kawałeczek szliśmy trawiastą dolinką wzdłuż Maliny, aż do osady Budniki, gdzie o piątej siedem dotarliśmy do Hildebranda, którego dom stoi sporo powyżej strumienia, po południowo-zachodniej stronie dość stromego zbocza, i oferuje świetny widok ponad piękną Kotliną Jeleniogórską w głąb lądu. Domów jest dwanaście, stoją lasem otoczone nad Maliną i na zboczach po obu stronach tejże, przeważnie w niewielkim oddaleniu od siebie, a przynależą do Borowic. Rośnie tu wyborna trawa, którą jeszcze teraz na siano koszą. Drugiego maja, skoro tylko zszedł śnieg, Hildebrand zasiał nad domem spłachetek jęczmienia, który teraz wyglądał naprawdę ładnie, był już w kłosie i powinien dojrzeć, co się przez wiele lat nie zdarzyło. Odwróciwszy się na tym na północny wschód zorientowanym zboczu ku południu i południowemu wschodowi, ma się nad sobą porośnięty świerkowym lasem, wysoki i dość stromy Grzbiet Kowarski, za sprawą którego zimą przez całe dwanaście tygodni do Budnik nie docierają promienie słońca. W tygodniu po św. Janie padał tu wprawdzie śnieg, długo się jednak nie utrzymał (…) Ze starszym panem Barchwitzem oraz Hildebrandem wspięliśmy się jeszcze kawałek po zboczu na skraj lasu, gdzie widok był jeszcze piękniejszy i rozleglejszy, zwłaszcza na Łużyce po lewej, wciąż jednak niebo na horyzoncie zbyt było ciemne, by dało się rozróżnić odleglejsze okolice. Tutaj znajdował się głęboki na kilka stóp wykop, obecnie już zawalony i krzakami zarośnięty, z którego — i kilku mniejszych poniżej — Hildebrand wraz z jeszcze jednym górnikiem wydobywali onegdaj ziemię porcelanową, którą następnie wysyłali do fabryki do Berlina.”

Forstbaude i Budniki na dawnym zdjęciu

Na przełomie XIX i XX wieku, wskutek wzrostu zainteresowania turystyką osada przeżywała apogeum swego istnienia – mieszkało tu ok. 50 osób, działała lokalna szkoła, powstały dwie gospody, w tym schronisko Forstbaude. Istniała tu także stacja meteorologiczna Zimą panowały tu trudne warunki – osada była odcięta od reszty świata. W listopadzie słońce chowało się za Kowarski Grzbiet i pojawiało się ponownie dopiero pod koniec stycznia. Tak opisywał życie w górach, w swoim wydanym w roku 1821 przewodniku K. F. Mosch: “pierwszy śnieg upada już  w miesiącu wrześniu i chociaż podczas pięknych dni października znowu taje, to już od tego czasu nie można się bardzo ubezpieczać od zimna i śniegów na wierzchołkach gór. W październiku czas bywa tu jeszcze tak piękny, iż właśnie w tej porze roku najpowszechniej odprawiają podróże w góry. Mieszkańcy chat pojedynczych, znajdujących się po wyższych wyniosłościach gór, są przeto w zimie prawie przez kilka miesięcy od reszty świata zupełnie oddzieleni, tak iż nic wcale nie wiedz co się z resztą świata ludzi przez ten czas dzieje, zwłaszcza jeżeli odmiana jaka powietrza nie rozpędzi mglistych chmur, które się tu prawie całą zimę gromadzą. Gdy się trafi, że śmierć w tym czasie zrobi z kogo ofiarę, tedy ciało zagrzebują w śniegu dopóki się droga w górach nie otworzy, po czym go przenoszą i w cieplejszej ziemi grzebią. Jednakże pomimo tak trudnej przeprawy spuszczają się niektórzy mieszkańcy w niższe okolice albo też z chaty do chaty wędrują i w ten czas często się zdarza, iż nie drzwiami ale się z domu wychodzi kominem prosto na dach a stamtąd po wierzchniej skorupie śniegu zjeżdża się na łyżwach do domu przyjaciela, którego się podobnież kominem odwiedza.  Drogi prowadzące przez te góry ze Śląska do Czech są znaczone wysokimi tykami, na końcu których przywiązują wiechy ze słomy, a przecież i te znaki niekiedy śniegi zasypują.” Jednakże, jak zauważył, mieszkańcy “żyją tu pospolicie bardzo długo i daleko więcej znajduje się tu starców 90 a nawet 100 letnich niżeli gdzie indziej.” Jak pisał dalej: “jeszcze tu zawsze wierzą w diabłów i złe duchy a zszedłszy się wieczorem o niczym więcej nie radzą jak tylko o upiorach i straszydłach albo o czarach i cudach (…) Na trzy tygodnie przed pierwszym wygnaniem dają bydłu suchą paszę na pół z zieloną zmieszaną a potem, co następuje zazwyczaj w dniu 24 czerwca, następuje przy powszechnej radości pierwszy wygon bydła w pole. (…) Na czele idzie zazwyczaj stado kóz a za tymi jałowice i krowy opatrzone blaszanymi dzwonkami. Z krowiego i koziego mleka razem zmieszanego robią tu gatunek serów bardzo smacznych i powszechnie lubionych, zaprawianych majerankiem, tymiankiem, miętą, szałwią, itp. Formę ser ten ma okrągłą (…) W sposobie życia górale ci są bardzo pospolici a mieszkańcy bud pasterskich nie żyją prawie tylko chlebem, mlekiem i serem”.

Po II wojnie światowej wieś Budniki wyludniła się a jej końca dopełniły poszukiwania uranu na potrzeby sowieckie w ramach tzw. Zakładów R-1, po których pozostały zarośnięte dziś sztolnie i hałdy.

Budniki dziś – widok ze ścieżki dydaktycznej nad dawną osadą, na drugim planie Izbica, dalej Grabowiec na Pogórzu Karkonoskim

 

MAPA

PROPOZYCJA WYCIECZKI

Z OKRAJU NA WOŁOWĄ GÓRĘ I SKALNY STÓŁ

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *