Babiogórska majówka

Powracając po kilku latach do Zawoi, o której co-nieco już na niniejszej stronie pisano (linki poniżej), na krótką, trzydniową majówkę, odświeżyłem dawne szlaki  i miejsca. Zabrakło czasu jedynie na Halę Krupową (Kucałową), jednak widzialność nie była zbyt dobra, a główny atut tejże polany to widok na Tatry, stąd też niewielka strata. Pierwszy, pochmurny nieco, dzień został spędzony na spacerze z Przysłopu (661) szlakiem żółtym przez Kiczorę (905) na Kolędówki (skąd trasę można sobie przedłużyć buczyną na Jałowiec z zarastającą niestety Halą Trzebuńską) i z powrotem – za znakami zielonymi i bez znaków do szlaku czerwonego z Zawoi. Głównym atutem tej trasy jest typowe beskidzkie połączenie: rozsiane na stokach zabudowania, przydrożne krzyże i kapliczki, wylegujące się na słońcu gadziny, wreszcie panoramy obejmujące rejon Przysłopu z Magurką (872) i sąsiednią Surzynówkę (816) z niedawno postawioną wieżą widokową, Beskid Makowski, część Beskidu Wyspowego z Ćwilinem, Luboniem Wielkim i Mogielicą, wreszcie Pasmo Policy, Babią Górę, a z zachodnich stoków Kiczory także Jałowiec. Niestety polana na Kiczorze zarasta, ograniczając widok na grzbiet między Cylem a Mędralową. Sam zjazd z Przysłopu do Zawoi to niestety dziury.

Zawoja – jedna z największych polskich wsi, do XIX wieku część sąsiedniej Skawicy, rozbudowuje się cały czas. Pasterskie i drwalskie kolonie pod Babią Górą zaczęły powstawać już w XVI wieku, w XVII stuleciu przywędrowali tu migrujący wzdłuż Karpat Wołosi, przynosząc swoją gospodarkę i zwyczaje. Zawoja (a właściwie Skawica) była aż do rozbiorów królewszczyzną, podległą starostwu w Lanckoronie – w XVII i XVIII w. grasowali tu zbójnicy, z których najsłynniejszym był urodzony w Skawicy Józek Baczyński, “operujący” także na terenie Orawy, Gorców i Beskidu Wyspowego, o którym szerzej już w cyklu “Legend beskidzkich” pisałem (por. cz. I / cz. II). Wedle tradycji ufundował on kapliczkę w Policznem, przy obecnej szosie na Orawę, co nie uchroniło go od procesu i egzekucji w roku 1736 na podkrakowskich Krzemionkach. Kolejną, już współczesną tradycją są opowieści o locie An-24 z 2 kwietnia roku 1969, z Warszawy, który w niewyjaśnionych do dziś ostatecznie okolicznościach minął docelowe lotnisko w Balicach i rozbił się tuż pod szczytem górującej nad Zawoją od południa Policy (1369). Jedną z wersji zdarzenia była próba uprowadzenia czy raczej ucieczki samolotu do Wiednia (więcej w tym wpisie).

Wracając do wcześniejszych dziejów Zawoi – w roku 1759 powstał tu pierwszy, skromny kościółek. W roku 1792 rezydujący przy nim wikary – ks. Maruszewski został napadnięty przez bandę harnasia Proćpaka z Kamesznicy pod Baranią Górą (szerzej o tej osobistości w tym wpisie: cz. I / cz. II). Nieszczęsnego kapłana uwięziono w drewnianej kadzi, która stała w sieni, a zbójnicy uciekając z łupem pieniężno-rzeczowym (w tym bielizną i wierzchnim ubraniem) zabrali ze sobą organistę. Proćpak dotrwał jeszcze do trzeciego rozbioru Polski i w roku 1796 podzielił los Baczyńskiego. Powieszono go w rodzinnej Kamesznicy. W roku 1819 kościółek otrzymał rangę parafialnego. W roku 1836 Zawoja stała się urzędową nazwą odrębnej od Skawicy wsi. Wiek XIX to także nabranie przez osadę letniskowego charakteru, korzystającego z bliskości Babiej Góry. W 1878 roku podbabiogórskie dobra nabył arcyksiążę Albrecht Habsburg z Żywca, który sprowadził pod Diablak osadników niemieckich. Działał wtedy w Zawoi drobny przemysł – tartak, huty i fabryczka zapałek. W roku 1888 arcyksiążę ufundował na miejscu dotychczasowego kościółka obecny, drewniany, okazały kościół św. Klemensa. Świątynia ma formę eklektyczną, charakterystyczną bardziej dla stylu alpejskiego niż rodzimego podhalańskiego czy małopolskiego. Jest to dość duża trójnawowa budowla z transeptem (na planie wydłużonego krzyża), na kamiennej podmurówce, o ścianach oszalowanych deskami i krytym czerwoną blachą (pierwotnie gontem), wielospadowym dachu z wieżyczkami na sygnaturki. Nad wejściem dominuje zwieńczona ostrosłupowym hełmem wieża konstrukcji słupowo-ramowej z poziomym szalunkiem, w jej przyziemiu znajduje się kruchta; na ścianie zewn. prezbiterium uwagę zwraca grupa Ukrzyżowania. Stropy naw wsparte są na żeliwnych kolumnach, nad skrzyżowaniem naw znajduje się pozorna kopuła. Wyposażenie kościoła jest późnobarokowe – obrazy, rzeźby Matki Boskiej i św. Klemensa w ołtarzu głównym, drewniana ambona z ornamentem, stacje drogi krzyżowej. Irgany zakupiono w 1922 r. w morawskiej Karwinie. Figuralna i ornamentalna polichromia jest dziełem krakowskich artystów, wykonanym w 1930 r. Centrum administracyjne Zawoi skupiło się właśnie w rejonie kościoła, natomiast centrum turystyczne ciągnie się od ronda w Widłach, w stronę Babiej Góry. Stanowiło ono punkt wyjściowy do kolejnych wycieczek.

Na dzień drugi i drugi ogień poszła Hala Barankowa pod Kolistym Groniem z widokiem na Pasmo Policy oraz Babią Górę i wypasem owiec, osiągalna z Wideł po podejściu szlakiem czarnym. Z Hali Barankowej nieco zarośnięte chaszczami w dolnej części znaki żółte wyprowadzają na grzbiet Kolistego Gronia (1118), zza którego buczyny wyłania się w komplecie Pasmo Babiogórskie, a z podszczytowych polan – Pasmo Jałowieckie. Na zachodnie zbocze opada z kolei Hala Kamińskiego z panoramą rejonu Romanki, Beskidu Śląskiego i Małego. Stąd blisko już na Wielki Jałowiec czyli Mędralową (1169) z drewnianym szałasem na szczytowej hali, którego sąsiedztwo jest niestety niemożebnie zasyfione przez pseudoturystów, którzy uginają się zwykle pod ciężarem pustych butelek typu pet, mimo że wcześniej nie przeszkadza im niesienie ich wraz z zawartością. Z hali na Mędralowej widać ładnie Beskid Mały, Pasmo Pewelskie oraz Pasmo Jałowieckie. Po drodze na dalę, przy skrzyżowaniu szlaku żółtego z granicznym czerwonym dochodzimy do miejsca eksponowanego przez sąsiadów Słowaków – najdalej na północ wysuniętego punktu ich państwa. Zejściu granicą na podwójną Przełęcz Jałowiecką towarzyszą panoramy stoków Cylu i Babiej Góry. Jeszcze rozleglejsza panorama Pasma Babiogórskiego rozciąga się z rejonu Tabakowego Chodnika i Tabakowego Siodła (pn. obniżenia Przeł. Jałowieckiej), dawnego szlaku przemytniczego na Orawę (czy też “ławy bez Orawe”, jak głosi znana piosenka), gdzie w lewo odchodzi czarny szlak. W niższej części, na granicy Babiogórskiego Parku Narodowego i tzw. Kniei Czatożańskiej szlak ten został na tyle zdewastowany przez robotników “zrywających” drzewo (co polega na mocowaniu do traktora luźno pięciu lub więcej obciętych pni kilkunastometrowej długości i ciągnięciu ich za ww. traktorem, tak iż, rozchodząc się, ryją całą szerokość drogi, łącznie z poboczem), że gdyby było to wiadome wcześniej lepiej było, przemytniczym zwyczajem, skorzystać z Tabakowego Chodnika. Szlak czarny doprowadza do Czatoży, gdzie uwagę przykuwa drewniana zabudowa, wśród niej trzy piwniczki i dzwonnica loretańska. Oczywiście z przystrojoną figurką Maryi u stóp, bo to przecież miesiąc maj. Do Składów stąd jeszcze niecałe 2 km tuptania asfaltem – po drodze zza grzbietu Mokrego Kozuba ładnie widać Babią Górę.

Trzeci dzień to Babia Góra, którą z Wideł można osiągnąć, idąc od kościoła z Zawoi Wilcznej (nad Widłami) obok cmentarza na grzbiet Kwiatka (740), gdzie napotykamy ścieżkę spacerową prowadzącą do szlaku czarnego, malowniczym grzbietem z zabudowaniami Ryżowanego i widokami na Pasmo Polic, Krowiarki, Babią Górę i Pasmo Jałowieckie. Sam szlak czarny to jednostajne (poza zarastającą Sulową Cyrlą) podejście buczyną, niezbyt stromo, bo babiogórskim ramieniem.  O dziwo buczyna ta okazała się w pełni wiosenna, w przeciwieństwie do tej z dnia wcześniejszego, z Kolistego Gronia. Męcząco robi się dopiero ok. 1 km od Markowych Szczawin, a mozolny odcinek podejścia zakosami (wyłożone kamieniami) wynagradza panorama z przetrzebionych Dejakowych Szczawin na Pasmo Polic i Babią Górę. Z Markowych Szczawin (1180 m n.p.n.) najładniejsza droga na Babią Górę prowadzi Percią Akademików – tym razem z powodu zalegającego w żlebach pod Kościółkami śniegu okazała się dłuższą niż zwykle. Najtrudniejszy odcinek przy Czarnym Dziobie z klamrami został przepatrzony dzień wcześniej ze zbocza Mędralowej – nie było widać na nim śniegu, toteż przejście poszło gładko. Nad Czarnym Dziobem zostaje już tylko jednostajne stąpanie po kamieniach w stronę szczytowego rumowiska, z coraz szerszymi widokami.

Szczyt Babiej Góry (1725) ma dwa oblicza – to rozległe, spłaszczone, kopiaste – orawskie i beskidzkie – z rumowiskiem kamieni stromo zawieszonych nad urwiskami. Pierwszą wzmiankę o górze znajdziemy w XV-wiecznej kronice Królestwa Polskiego Jana Długosza, który zanotował jego nazwę jako “Baba”, pisząc “Baba, góra najwyższa nad rzeka Sołą, rodząca obficie zioła, i wznosząca się nad miastem Żywcem”. Wójt żywiecki Andrzej Komoniecki, żyjący na przełomie XVII i XVIII wieku, autor “Dziejopisa żywieckiego” tak opisywał z kolei etymologię nazwy masywu: “w Babiej Górze jest góra albo gronik, na którym kamienna baba tak wyrośniona, a woda z niej idzie. Gdzie tam jest skała z jednej strony nie ma przystępu, a z drugiej połogo idzie i stąd Babia Góra nazwana”. Ludowi etymolodzy spierają się czy nazwa opisuje potężną sylwetę masywu (o kształcie przysadzistej gaździny), czy też raczej miejsce spotkań “bab” czyli czarownic  (w tym też kierunku zmierza alternatywna nazwa Diablak). Na wierzchołek góry pierwsi dotarli zapewne okoliczni mieszkańcy – pasterze, poszukiwacze skarbów, myśliwi lub nawet przemytnicy i beskidnicy. Bydło wypasano zresztą pod samym wierzchołkiem Babiej, po orawskiej stronie, u źródła tzw. Głodnej Wody (1625 m n.p.m.), na tzw. Wolarni, dziś zarastającej kosówką. Wedle najstarszych górali, niegdyś wyprowadził tam swe stado stary gazda, gdy nagle zza głazów wyskoczył diabeł i zażądał duszy pasterza za prawo wypasu na czarciej dziedzinie. Góral zaczął targować się z biesem, który zgodził się wybudować dla niego na szczycie piękny zamek w przeciągu jednej nocy. O północy diabeł zbudził wolarza i pokazał mu swoje dzieło, ten wyśmiał go jednak że za tak nędzną ruderę chce kupić góralską duszę. Czart rozpoczął więc mozolne wznoszenie nowej, znacznie wspanialszej budowli, zaczęło mu brakować kamieni i musiał zbiegać po nie w niższe partie góry, a że letnie noce są krótkie – zły nie ukończył przed wschodem słońca swojej roboty. Obudził się stary gazda i powiedział czartowi, że z umowy nici. Kusy wpadł we wściekłość i rozwalił w gruzy nieukończony zamek, tworząc wieńczące po dziś dzień wierzchołek Babiej rumowisko, zwane odtąd Diablim Zamkiem. Istnieje też inne podanie, według której usypisko na szczycie wzniosły zbałamucone przez złego… baby: zorganizował czart konkurs na swoją faworytę – zwyciężyć miała najpiękniejsza i najbardziej krzepka. Kandydatki naznosiły zatem na Diablak mnóstwo kamieni, jedna z nich zaczęła nawet budować kuchnię (tzw. Diabla Kuchnia pod samą kulminacją, nad którą wedle tradycji niekiedy unosi się tajemniczy dym). Baby targały kamienie i targały, a chytry bies wciąż zwlekał z wyborem, w końcu po latach oświadczył, że są stare i brzydkie, i żadna mu się nie podoba. Dlatego ponoć podstawa kopuły Diablaka zbudowana jest z dużych głazów, kiedy baby były jeszcze młode i silne, a szczytowa warstwa z drobnych kamieni.

W XVIII w. dominującym w okolicznej panoramie wierzchołkiem zainteresowali się uczeni: w 1872 r. dotarł tu nadworny astronom “króla Stasia” ksiądz Bończa-Bystrzycki, w 1804 r. spędził noc na Babiej Górze Stanisław Staszic, opisując ją potem w swoim dziele “O ziemiorództwie Karpatów…”. W 1905 r. na pd. wsch. skłonie, na wysokości 1615 m n.p.m., w niecce wśród skalnych rumowisk, powstało niewielkie schronisko niemieckiej Beskidenverein, którego pierwszym gospodarzem został Jan Zosiak z Orawy. Schronisko w roku 1922 znalazło się po stronie polskiej granicy z Czechosłowacją. Z werandy skromnego kamiennego budynku, za cenę zimna jakie panowało tam nocą, podziwiano wschody słońca nad Tatrami. W lutym 1935 r. doszło w pobliżu budynku do tragedii – czwórka narciarzy zginęła w śnieżycy, nie mogąc znaleźć drogi do położonego opodal schroniska, mimo iż ustawiono przy nim maszt ułatwiający jego odnalezienie (zdarzenie to upamiętnia krzyż przy szlaku zielonym z orawskiej Przywarówki na Diablak). Obiekt po tej tragedii został przejęty przez Lasy Państwowe, teren schroniska wcześniej nabył bowiem polski Skarb Państwa. Kapryśna “królowa Beskidów” ma wśród turystów niedobrą sławę, zwłaszcza tych nieprzygotowanych, którzy podjeżdżają samochodem na Przeł. Krowiarki (986) z nadzieją szybkiego i łatwego “zaliczenia” szczytu (która przy dobrej pogodzie się sprawdza). Dawny obiekt BV spłonął podczas pożaru w 1949 r., kamienną ruinę wysadzono i rozebrano w 1979/1980 r. W 1906 r. na pn. stoku, między Diablakiem a Cylem na tzw. Markowych Szczawinach, z inicjatywy działaczy PTT (głównie Hugona Zapałowicza, dziś “patrona” obiektu) powstało polskie drewniane schronisko, poświęcone 15 września tego roku.  Stopniowo wygrało ono z Beskidenverein “walkę o Diablak”. Obecnie znajduje się tu nowy obiekt na miejscu rozebranego w roku 2007 historycznego schroniska. Niezależnie od pojawiających się współczesnych country legends o zagięciach czasoprzestrzeni i “kosmicznych tunelach”, dużą wypadkowość na Babiej Górze uzasadniają bardziej “naturalne” przyczyny – silne wichury, nagłe załamania pogody, oblodzenia.  Już w jednym z pierwszym przewodników po Orawie F. Kniazin i S. Goszczyński zamieścili wymowną przestrogę: “Przeklęta Babia nad wszystkie złośnice matka niepogód. Nim się w niej wichry zakrztuszą, uciekaj z duszą, bo ci w piorunie z ramienia sfrunie”. Średnia temperatura roczna na Babiej Górze wynosi niewiele ponad 0 stopni Celsjusza, roczna suma opadów ok. 1300 mm, pokrywa śnieżna zalega średnio 180-200 dni w roku. W 1955 r. po polskiej stronie góry powstał Babiogórski Park Narodowy, chroniący niemal modelowy piętrowy układ roślinności na Babiej Górze oraz ciekawe wytwory przyrody nieożywionej – osuwiska, piargi, okresowe stawki; w 1976 r. Park został wpisany na listę światowych rezerwatów biosfery UNESCO. Po znacznym powiększeniu terytorium w 1997 r. zajmuje obecnie obszar prawie 3392 ha. Sam wierzchołek Babiej Góry, zbudowanej z ławic piaskowca magurskiego i łupków, pokrywa skalne gołoborze. Szczyt Babiej Góry jest jednym z najlepszych punktów widokowych w polskich Karpatach, rozciąga się z niego dookolna panorama, obejmująca od zach. – Beskid Żywiecki (grupę Pilska i Wielkiej Raczy), Małą Fatrę, Beskidy Morawsko-Śląskie, Beskid Mały, Pasmo Pewelskie i Jałowieckie, Beskid Makowski (w oddali dymy Krakowa), Pasmo Polic, Beskid Wyspowy i Gorce, Działy Orawskie, w głębi łańcuch Tatr, wreszcie “orawskie morze” , Niżne Tatry, Choczańskie Wierchy i Wielką Fatrę. Szczególnie atrakcyjnie beskidzkie wyspy prezentują się o wschodzie słońca w suchy, zimowy dzień, wystając z morza mgieł. Owe walory widokowe – w stronę Orawy i Tatr – tego dnia nieco zawiodły z powodu dość silnego słońca.

Zejście przez Kościółki, szlakiem czerwonym, również o dziwo okazało się ze śniegiem, a jego rozpęd zaprowadził aż za Bronę, na Cyl (1515) czyli Małą Babią Górę. Niestety, skłonność Babiogórskiego Parku Narodowego do wykładania jako kamiennego spacerniaka wszystkich tras turystycznych biegnących przez jego obszar zaowocowała budową ceprostrady nawet przez górskie murawy Cylu. Na szczycie, na występie skalnym przysiadł samotny gołąb, podziwiając najwyraźniej panoramę, która o tyle różni się od tej z Diablaka, że widać z niej dużą Babią i nie widać Tatr Wysokich, Gorców i Beskidu Wyspowego, bo duża Babia zasłania. Z Cylu kamienny chodnik (z małymi przerwami) sprowadza  przez Bronę na same Markowe Szczawiny, skąd do Zawoi najszybciej zejść szlakiem zielonym, również wyłożonym kamieniami w jednostajnej buczynie. Ktoś musiał na tych kamieniach zarobić spore pieniądze, bo nie kończą się one nawet po zejściu do leśnego duktu w dolinie pod Suchym Groniem, lecz prowadzą równolegle do drogi. Być może dlatego by można było dowolnie ją rypać, “zrywając” drzewa. W samej Zawoi Markowej, przy parkingu można odbić ok. 300 metrów w lewo, pod górę, szlakiem niebieskim, do ładnie położonego u stóp urwisk Diablaka małego skansenu im. J. Żaka na skraju Markowych Rówienek z trzema chałupami z okresu od pocz. XIX do pocz. XX wieku i ładną kapliczką. Od wspomnianego parkingu do Zawoi Wilcznej jeszcze ok. 2 km tuptania szosą (alternatywą jest podjechanie do Markowej – parking bezpłatny i dojście do szlaku czarnego na Markowe Szczawiny za znakami niebieskimi).

GALERIA

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *